Wróciłam z wakacji w Paryżu, miasta miłości! :) Oczywiście nie obyło się bez nowych pomysłów na opowiadania, związanych z tym miejscem. Kiedyś może coś o nim napisze.
Przedstawiam Wam ostatni rozdział tego opowiadania, został jeszcze tylko epilog, który będzie dodany równocześnie z prologiem do nowej historii :) Dodam link do strony w najnowszej notce.
Trzask! Jedna z pięciu leżących na stole szklanek rozbiła się w drobny mak. Zakląłem siarczyście pod nosem. Mój mały, zwykle czyściutki, pokoik był w opłakanym stanie. Wszędzie walały się brudne rzeczy, naczynia, znoszone ubrania oraz mnóstwo pustych butelek po alkoholu. Sam także nie wyglądałem za dobrze. Przypominałem wrak człowieka. Moje ubranie przesiąknęło już zapachem ognistej whisky. Byłem taki żałosny... ale nie zwracałem na to uwagi.
Za oknem nadal było ciemno i ponuro. Anglia to najlepsze miejsce na hodowanie w sobie bólu i rozgoryczenia. Wróciłem do mojego poprzedniego trybu życia. Nie odróżniałem już dnia od nocy, wszystko zlewało mi się w jedną niekończącą się udrękę. W dodatku byłem cały czas nieprzyjemny do tego stopnia, że aż Błysk, po jednym spędzonym ze mną dniu, starał się mnie unikać jak ognia. Przychodził tylko wtedy gdy go wzywałem, wykonywał moje prośby i szybko znikał.
Podniosłem się z podłogi na której dotychczas siedziałem i starając się utrzymać równowagę, powlokłem się do łóżka. Zwinąłem się w małą kulkę przyciągając nogi do klatki piersiowej i chowając głowę między kolanami. Przestałem płakać już jakiś czas temu. Niestety tylko dlatego, że zasób moich łez się wykończył. Wiedziałem, że powinienem w końcu stanąć na nogi, ale nie potrafiłem się przełamać. Upadki są częścią życia, dobrze to wiedziałem. Jednak czy zawsze muszę spadać tak boleśnie?
Nagle poczułem, że ktoś przykrywa mnie szczelnie kocem. Nie chciałem z nikim rozmawiać dlatego zacisnąłem mocno powieki. Wiedziałem, że to Marietta, przychodziła do mnie codziennie.
Moja menadżerka pstryknęła palcami wzywając do siebie Błyska. Już mu współczułem. Oboje za sobą nie przepadali a mój mały przyjaciel wręcz się jej bał. Mari nie miała zbyt wielkiego szacunku do tych istot. Zupełnie jak ja parę lat temu.
— Panienka wzywała.
Przedstawiam Wam ostatni rozdział tego opowiadania, został jeszcze tylko epilog, który będzie dodany równocześnie z prologiem do nowej historii :) Dodam link do strony w najnowszej notce.
Trzask! Jedna z pięciu leżących na stole szklanek rozbiła się w drobny mak. Zakląłem siarczyście pod nosem. Mój mały, zwykle czyściutki, pokoik był w opłakanym stanie. Wszędzie walały się brudne rzeczy, naczynia, znoszone ubrania oraz mnóstwo pustych butelek po alkoholu. Sam także nie wyglądałem za dobrze. Przypominałem wrak człowieka. Moje ubranie przesiąknęło już zapachem ognistej whisky. Byłem taki żałosny... ale nie zwracałem na to uwagi.
Za oknem nadal było ciemno i ponuro. Anglia to najlepsze miejsce na hodowanie w sobie bólu i rozgoryczenia. Wróciłem do mojego poprzedniego trybu życia. Nie odróżniałem już dnia od nocy, wszystko zlewało mi się w jedną niekończącą się udrękę. W dodatku byłem cały czas nieprzyjemny do tego stopnia, że aż Błysk, po jednym spędzonym ze mną dniu, starał się mnie unikać jak ognia. Przychodził tylko wtedy gdy go wzywałem, wykonywał moje prośby i szybko znikał.
Podniosłem się z podłogi na której dotychczas siedziałem i starając się utrzymać równowagę, powlokłem się do łóżka. Zwinąłem się w małą kulkę przyciągając nogi do klatki piersiowej i chowając głowę między kolanami. Przestałem płakać już jakiś czas temu. Niestety tylko dlatego, że zasób moich łez się wykończył. Wiedziałem, że powinienem w końcu stanąć na nogi, ale nie potrafiłem się przełamać. Upadki są częścią życia, dobrze to wiedziałem. Jednak czy zawsze muszę spadać tak boleśnie?
Nagle poczułem, że ktoś przykrywa mnie szczelnie kocem. Nie chciałem z nikim rozmawiać dlatego zacisnąłem mocno powieki. Wiedziałem, że to Marietta, przychodziła do mnie codziennie.
Moja menadżerka pstryknęła palcami wzywając do siebie Błyska. Już mu współczułem. Oboje za sobą nie przepadali a mój mały przyjaciel wręcz się jej bał. Mari nie miała zbyt wielkiego szacunku do tych istot. Zupełnie jak ja parę lat temu.
— Panienka wzywała.
Tak jak myślałem. Wyraźnie czułem, że starał się aby jego głos się nie załamał.
Ześlizgnąłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Od progu powitał mnie słodki zapach wanilii. Uśmiechnąłem się lekko. Błysk nadal starał się, na wszystkie sposoby, poprawić mi humor. Wszedłem do gorącej wody i umyłem się szybko. Chciałem mieć to już za sobą.
— Posprzątaj tutaj szybko, nie widzisz jak zapuszczone jest to miejsce? Powinieneś, jako porządny sługa, podtrzymywać poziom tego miejsca. — powiedziała surowo.
— Tak jest.
W myślach wyobraziłem sobie jak kłania się nisko.
— Nie tak szybko. Z tego domu mają zniknąć wszystkie zapasy alkoholu oraz innych odurzających substancji. Dodatkowo masz teraz przygotować Draconowi kąpiel, a w czasie jej trwania musisz wymienić pościel na nową. Jeżeli Draco poprosi Cię o jakiś trunek, masz mu kategorycznie odmówić
— Panienka wybaczy, ale skrzat musi wykonywać polecenia swojego pana. — powiedział dumnie Błysk.
— To dla jego dobra. Zabieraj się do pracy!
— Daj mu spokój — mruknąłem prosto w moją poduszkę.
Przez chwilę oboje milczeliśmy, aż w końcu Mari poruszyła ten temat.
— Minął już tydzień, mógłbyś już stanąć na nogi.
Wygramoliłem się z pod koca i podniosłem się do siadu.
— Mi też mogłabyś już dać spokój.
— Musisz wrócić do rzeczywistości. Poza tym, znajdziesz sobie w końcu kogoś. Na pewno będzie lepszy niż on.
Ona nie wiedziała że to właśnie Harry Potter był obiektem moich uczuć. Mimo, że byłem na niego wściekły, nie chciałem aby ktoś zakłócił mu tak dobrze ułożone życie.
— Nie znajdę nikogo lepszego. On był idealny — powiedziałem żałośnie.
Wygramoliłem się z pod koca i podniosłem się do siadu.
— Mi też mogłabyś już dać spokój.
— Musisz wrócić do rzeczywistości. Poza tym, znajdziesz sobie w końcu kogoś. Na pewno będzie lepszy niż on.
Ona nie wiedziała że to właśnie Harry Potter był obiektem moich uczuć. Mimo, że byłem na niego wściekły, nie chciałem aby ktoś zakłócił mu tak dobrze ułożone życie.
— Nie znajdę nikogo lepszego. On był idealny — powiedziałem żałośnie.
Miałem nadzieje że tego nie usłyszała. Chciałem zostać sam.
— Możesz jutro sprzedać tę bajeczkę dotyczącą mojego zniknięcia.
— Świetnie, w końcu zaczynasz trzeźwo myśleć.
— Tak, tak, tak... — machnąłem na nią ręką. — Obiecuje, jutro już będę normalny — zaśmiałem się histerycznie w duchu. Co teraz mogłoby być normalne? — Ale dzisiaj jeszcze chce sobie ponarzekać, dlatego idź już sobie!
— Jak chcesz — powiedziała i trzasnęła drzwiami.
Odetchnąłem z ulgą. Chciałem dzisiaj jeszcze gdzieś pójść i wolałem żeby ona o tym nie wiedziała. Ześlizgnąłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Od progu powitał mnie słodki zapach wanilii. Uśmiechnąłem się lekko. Błysk nadal starał się, na wszystkie sposoby, poprawić mi humor. Wszedłem do gorącej wody i umyłem się szybko. Chciałem mieć to już za sobą.
Ubrałem pierwsze leprze ciuchy, a na ramiona zarzuciłem mój grafitowy płaszcz. Przemknąłem niezauważalnie przez korytarze posiadłości, po chwili uwalniając się z jej murów. Tak właśnie, uwalniając. Dotąd tego nie czułem, ale Malfoy Manor było dla mnie pewnego rodzaju więzieniem. Zawsze się w nim zamykałem. Z własnej woli staczałem się na samo dno. Dodatkowo za każdym razem tu wracałem. Choćby nie wiadomo ile razy zdarzenia mające miejsce w tym domu zrujnowały mi życie.
Szedłem zwartym krokiem prosto do mojego celu. Kawałek za rezydencją mieścił się mały, prywatny cmentarz. Jako że było wiele odłamów mojej rodziny, a każdy z mądrzejszych jej przedstawicieli wolał aby jego grób był od czasu odwiedzany, zwykle ubiegali się o trochę ziemi na nim.
Otaczały go grządki z kolorowymi różami. Moja matka je uwielbiała, dlatego zadbałem aby nadal wyglądały pięknie tak jak wtedy gdy żyła. Zerwałem czerwoną, jedną z najdorodniejszych. Je kochała najbardziej.
Przeszedłem przez żelazną furtkę i wkroczyłem na ten dość przerażający teren. Było tu wiele nagrobków, lecz większości z tych ludzi nawet nie znałem.
Od razu poszedłem pod marmurowe zabudowanie. Oczywiście moi rodzice nie mogli być skromnie pochowani. Z daleka przytłaczała ilość dekoracji. Pełno rzeźb, kwiatów oraz zniczy.
Przystanąłem przy potężnej płycie i rzuciłem na nią róże. Nie wiedziałem co powinienem powiedzieć. Przepraszam, że doprowadziłem do waszej śmierci? Że przez cały czas Was okłamywałem? Że Was zdradziłem? A może, że żałuje tego wszystkiego? To byłoby wielkie i dość żałosne kłamstwo.
Przetarłem zmęczone oczy i westchnąłem. Nie miałem tym ludziom nic do powiedzenia. Nie potrafiłem nic wymyślić, dlatego poddałem się.
Droga powrotna dłużyła mi się. Obejrzałem większość rosnących w ogrodzie roślin i co jakiś czas zatrzymywałem się przy ciekawszych okazach. Dzisiejszy dzień był inny od wszystkich, czułem to.
Wróciłem do posiadłości i od razu skierowałem się do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i zarzuciłem na siebie okrycie. Nawet tutaj nie czułem się bezpiecznie, chodź nie miałem żadnego realnego zagrożenia. Brakowało mi tego wiecznie spokojnego bruneta, który zawsze przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Jego troska oraz uczucia były dla mnie jak sen. Widziałem jakby przez mgłę wspomnienia z naszych pocałunków i rozmów. Czasem przestawałem wierzyć że to się w ogóle stało.
Wtem usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Już chciałem krzyknąć do Mari że miała mnie zostawić w spokoju gdy usłyszałem zimny głos tuż nad moją głową.
Przeszedłem przez żelazną furtkę i wkroczyłem na ten dość przerażający teren. Było tu wiele nagrobków, lecz większości z tych ludzi nawet nie znałem.
Od razu poszedłem pod marmurowe zabudowanie. Oczywiście moi rodzice nie mogli być skromnie pochowani. Z daleka przytłaczała ilość dekoracji. Pełno rzeźb, kwiatów oraz zniczy.
Przystanąłem przy potężnej płycie i rzuciłem na nią róże. Nie wiedziałem co powinienem powiedzieć. Przepraszam, że doprowadziłem do waszej śmierci? Że przez cały czas Was okłamywałem? Że Was zdradziłem? A może, że żałuje tego wszystkiego? To byłoby wielkie i dość żałosne kłamstwo.
Przetarłem zmęczone oczy i westchnąłem. Nie miałem tym ludziom nic do powiedzenia. Nie potrafiłem nic wymyślić, dlatego poddałem się.
Droga powrotna dłużyła mi się. Obejrzałem większość rosnących w ogrodzie roślin i co jakiś czas zatrzymywałem się przy ciekawszych okazach. Dzisiejszy dzień był inny od wszystkich, czułem to.
Wróciłem do posiadłości i od razu skierowałem się do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i zarzuciłem na siebie okrycie. Nawet tutaj nie czułem się bezpiecznie, chodź nie miałem żadnego realnego zagrożenia. Brakowało mi tego wiecznie spokojnego bruneta, który zawsze przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Jego troska oraz uczucia były dla mnie jak sen. Widziałem jakby przez mgłę wspomnienia z naszych pocałunków i rozmów. Czasem przestawałem wierzyć że to się w ogóle stało.
Wtem usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Już chciałem krzyknąć do Mari że miała mnie zostawić w spokoju gdy usłyszałem zimny głos tuż nad moją głową.
— Miałeś go nie zranić.
Nie zdążyłem zareagować.
Nie zdążyłem zareagować.
— Imperio.
W jednej chwili straciłem kontrolę nad swoim ciałem. Jason jednym skinieniem różdżki podniósł mnie z posłania i cisnął o ścianę. Poczułem bardzo silny ból u dołu kręgosłupa i mimowolnie jęknąłem.
— Uprzedzałem Cie, że to zrobię. — Opuścił różdżkę uwalniając mnie spod działania uroku. — Mógłbyś mi chociaż wyjaśnić, dlaczego tak perfidnie mnie okłamałeś?
— Przecież to Harry cały czas mnie oszukiwał! Nawet nie próbuj zaprzeczać, słyszałem waszą rozmowę.
Szatyn przez chwilę przyglądał mi się zmieszany.
— Myślałem, że zrozumiesz... Harry chciał Ci powiedzieć wcześniej ale bał się Twojej reakcji. Już teraz wiem, dlaczego tak bardzo jej się obawiał.
— Oczywiście Ty byś się zachował inaczej słysząc, że Twoja Eleanor chce Cię zostawić — powiedziałem gorzko.
Jason znowu zamilkł na pewien czas, wprawiając mnie w zakłopotanie.
— Ty myślałeś, że mówiliśmy o waszym związku? — spytał z dziwnym błyskiem w oku.
Zbiło mnie to z tropu. Po chwili, wahając się, powiedziałem:
— Jeśli nie chodziło o nas, to o co?
W jednej chwili straciłem kontrolę nad swoim ciałem. Jason jednym skinieniem różdżki podniósł mnie z posłania i cisnął o ścianę. Poczułem bardzo silny ból u dołu kręgosłupa i mimowolnie jęknąłem.
— Uprzedzałem Cie, że to zrobię. — Opuścił różdżkę uwalniając mnie spod działania uroku. — Mógłbyś mi chociaż wyjaśnić, dlaczego tak perfidnie mnie okłamałeś?
— Przecież to Harry cały czas mnie oszukiwał! Nawet nie próbuj zaprzeczać, słyszałem waszą rozmowę.
Szatyn przez chwilę przyglądał mi się zmieszany.
— Myślałem, że zrozumiesz... Harry chciał Ci powiedzieć wcześniej ale bał się Twojej reakcji. Już teraz wiem, dlaczego tak bardzo jej się obawiał.
— Oczywiście Ty byś się zachował inaczej słysząc, że Twoja Eleanor chce Cię zostawić — powiedziałem gorzko.
Jason znowu zamilkł na pewien czas, wprawiając mnie w zakłopotanie.
— Ty myślałeś, że mówiliśmy o waszym związku? — spytał z dziwnym błyskiem w oku.
Zbiło mnie to z tropu. Po chwili, wahając się, powiedziałem:
— Jeśli nie chodziło o nas, to o co?
Szatyn spojrzał na mnie jakby bijąc się z myślami. W końcu dostrzegłem w jego oczach zdecydowanie.
— Jako że Harry jest teraz nieosiągalny, jestem zmuszony sam Ci to wszystko wyjaśnić, chodź wolałbym aby on to zrobił.
— O czym Ty mówisz?
— Naprawdę myślałeś że jego wszystkie rany czy skaleczenia mają źródło w jego nieuwadze?
Kiedy zacząłem się nad tym zastanawiać, to również stało się to dla mnie podejrzane.
— Nie, oczywiście, że tak w rzeczywistości nie było. — Szatyn nie czekał na odpowiedź z mojej strony. — Uważasz, że ktoś taki jak Harry Potter usiedziałby w jakimś małym miasteczku, wybierając taki zwykły zawód jak kucharz? Nie. To była tylko przykrywka, bardzo dobre alibi. Ja całymi dniami zajmowałem się jego interesem, kiedy on tylko od czasu do czasu wpadał wszystko skontrolować. Ludzie wierzyli, że to jego robota bo zwykle przenosił się po wejściu na zaplecze. Czym tak naprawdę się zajmował spytasz? Pokaże Ci...
Podszedł szybko do mnie i chwycił mocno moje ramie. Przestraszyłem się i zamknąłem oczy. Gdy je otworzyłem spostrzegłem, że deportowaliśmy się przed dom Harry'ego. Nie wiedziałem co się teraz stanie ale Jason nie pozwolił mi na jakikolwiek sprzeciw. Pociągnął mnie w stronę drzwi i jednym sprawnym ruchem różdżki, którą wyciągnął z kieszeni przeciwdeszczowej kurtki, otworzył drzwi. Dalej, jakby w transie, poprowadził mnie prosto do gabinetu Pottera. Jak uprzednio ja, otworzył szafkę w której była ukryta myśloodsiewnia. Gdy tylko spróbował ją otworzyć, jakby z wewnątrz wydobył się zielony dym a wśród obłoków pojawiła się głowa węża.
Odskoczyłem przerażony, jednak szatyn nie wyglądał na przejętego. Powiedział coś w mowie węży i wszystko nagle zniknęło.
— Głupie zabezpieczenia — powiedział szorstko. — Jest jedna rzecz którą pominąłem gdy rozmawialiśmy o tym jak poznawaliśmy się z Harry'm.
Przywołał mnie skinieniem ręki i przyłożywszy różdżkę do swojej skroni, uwolnił strzępki wspomnień które przelał do czary.
Popatrzyłem na niego z niemą prośbą o pozwolenie. Gdy ją otrzymałem podszedłem bliżej i zatraciłem się w bezkresnej pustce.
Gęsta mgła otaczała mnie z każdej strony. Zdezorientowany, starałem się dojrzeć cokolwiek przez białe chmury. Po chwili koło mnie przeszły dwie postacie. Przetarłem szybko oczy, sprawdzając czy przypadkiem nie było to tylko przewidzenie. Upewniwszy się, że się nie pomyliłem, ruszyłem zwartym krokiem za nimi.
W końcu mgła zaczęła się przerzedzać. Szedłem za Harry'm i Jasonem prosto do ogromnego budynku. Szerokie zabudowania rozdzielały się na trzy części: prawe i lewe skrzydło oraz centralną część. Wyglądał na bardzo starą budowle i robił niesamowite wrażenie. Wykonany w gotyckim stylu, z wieloma małymi oknami i kolumnami.
Dwójka przyjaciół milczała i wyczułem że jest między nimi ciążąca niepewność. W końcu przystanęli.
Wielki jasny księżyc rozświetlał ich nienaturalnie blade twarze. Szatyn spojrzał wyczekująco na Pottera.
— Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś? — spytał Jason.
— Wiesz że Ci ufam, jak nikomu innemu. Dlatego zanim wejdziemy do środka, chce Ci wyjaśnić parę rzeczy. Słyszałeś kiedyś o EJA — elitarnej jednostce aurorów?
— Oczywiście że tak, każdy chyba słyszał chociażby plotki o tej organizacji. Nie ma żadnych dowodów na jej istnienie chodź podobno mogą do niej należeć tylko naprawdę wybitni czarodzieje. Ale co to ma do rzeczy?
— Tyle że to nie tylko są plotki. EJA istnieje, a Ty właśnie stoisz przed jej główną siedzibą.
Jason wyglądał na wstrząśniętego i chodź sam nie wiedziałem czym ta organizacja się zajmuje, byłem pod wrażeniem.
— Nie mówisz poważnie — wydukał.
— Pokaże Ci...
Znalazłem się w profesjonalnej kuchni. Było tu pełno przypraw, różnego rodzaju noży, płyt grzewczych czy zlewów. Przy jednym stanowisku stał Jason w kucharskich fartuchu i wielkiej białej czapce na głowie. Wyglądał komicznie. Mieszał jakąś potrawę na patelni, drewnianą łyżką. Wyglądał na zmartwionego.
Podszedłem do niego bliżej i czekałem. W końcu w drugiej części pomieszczenia usłyszałem trzask. Szatyn od razu zerwał się ze swojego miejsca i pobiegł w tamtą stronę. Pognałem za nim. Przez to co zobaczyłem, ścisnął mi się żołądek w bólu.
Harry leżał w dużej plamie krwi. Jego ubranie było całe mokre i brudne. Jego skóra była ponacinana w każdym odsłoniętym miejscu, a jego oczy były nienaturalnie czarne.
Jason uklęknął przy nim, wyciągnął swoją różdżkę i zaczął szeptać zaklęcia uleczające. Z każdą chwilą Potter wyglądał coraz lepiej, lecz nadal przechodziły mi ciarki po plecach kiedy na niego patrzyłem. Nie mogłem uwierzyć że nic nie zauważyłem. Chciało mi się płakać.
Znowu byłem w tym samym pomieszczeniu. Tym razem jednak zewsząd ulatywał przyjemny zapach potraw, wszystkie stanowiska były zajęte, a Francuz dyrygował wszystkimi. Działali razem jak dobrze naoliwiona maszyna. Parę osób widziałem wcześniej, lecz było też kilka nowych twarzy.
Jason ogłosił dziesięć minut przerwy i udał się na zaplecze. Oczywiście poszedłem za nim. Znajdowały tam skrzynki z owocami, warzywami, rybami i różnorakim mięsem. Oglądałem to wszystko z małym zainteresowaniem.
Nagle drugie drzwi, wychodzące na tylni plac, otworzyły się. Stanął w nich Harry. Wyglądał okropnie. Jego oczy były opuchnięte i przekrwione, włosy miał w strasznym nieładzie, a zamiast soczewek, miał na nosie czarne prostokątne okulary.
— Czuje że niezbyt dobrze zareagował — powiedział Jason nawet nie podnosząc wzroku na Pottera.
— Zwiał — splunął Harry.
Zrobiło mi się ciężko na sercu.
— Aż tak się wkurzył że mu nie powiedziałeś? — spojrzał mu prosto w oczy.
— Nie zdążyłem mu niczego powiedzieć.
Cisza po tych słowach trwała kilka minut, a mnie zrobiło się niedobrze.
— Wyrzuć te myśli, wiesz że będzie Ci dziś z nimi ciężko przetrwać.
Bliznowaty wszedł głębiej do pomieszczenia i oparł się o ścianę plecami.
— Wiem. Nie czekaj na mnie. Wrócę dość późno.
— Dobrze. - Francuz podszedł i pocałował go lekko w czoło. — Uważaj na siebie.
Oboje wyszli.
Tym razem byłem w jakimś domu. Był on bardzo przytulny i panowała w nim miła atmosfera. Przeszedłem korytarzem i wszedłem do jednego z pokoi. Okazało się że był to salon. Wszędzie było pełno bibelotów oraz dekoracji. Aż miałem ochotę parsknąć śmiechem kiedy zobaczyłem Jasona na kanapie czytającego książkę. W ogóle nie pasował do tego otoczenia.
Rozejrzałem się dookoła, jednak nie dostrzegłem niczego ciekawego. Znów byłem zmuszony poczekać na rozwój sytuacji.
Po kilku chwilach rozbrzmiał się dzwonek do drzwi. Szatyn odłożył książkę i wstał z kanapy. Automatycznie poszedłem za nim. Kiedy już poradził sobie z otwarciem drzwi, ujrzałem postawnego mężczyznę o ciemnym kolorze skóry. Miał krótko ostrzyżone, czarne włosy oraz okulary przeciwsłoneczne na nosie. Był cały ubrany na czarno i wyglądał bardzo profesjonalnie.
— Jason — powiedział łagodnie.
Zdziwiła mnie jego barwa głosu. Spodziewałem się jakiegoś mrożącego krew w żyłach świstu.
— Nie chce tego słuchać. — Szatyn zaczął się wycofywać.
Zauważyłem że strasznie zbladł.
— Nie wszystko poszło po naszej myśli. — Facet zaczął iść za nim do środka.
Zacząłem rozumieć o czym rozmawiają.
— Nie, nie, nie. To nie może być prawda. — Jego oczy zaszkliły się niebezpiecznie.
— Żyje, ale jest w ciężki stanie. Myślę że powinieneś tam teraz być.
Francuz przetarł oczy i wyciągnął ku niemu ramię.
— Prowadź.
Z powrotem byłem w gabinecie Harry'ego. Czułem jak do moich oczu napływają łzy których nie umiałem powstrzymać. Rozumiałem już wszystko i w duchu przeklinałem swoją głupotę.
— Zabierz mnie do niego — powiedziałem tylko cicho.
On przytaknął i podał mi ramię. Nie przepadałem za aportacją ale wtedy było mi wszystko jedno. Chciałem po prostu być jak najszybciej u niego.
Kiedy znaleźliśmy się już pod szpitalem spytałem:
— Czy jego stan uległ zmienię?
Jedyne co potrafił powiedzieć to ciche dwa słowa "pogorszył się".
Nie pamiętam kiedy weszliśmy do środka, jak pokonałem wszystkie korytarze i schody. Jedyne co zapadło mi w pamięci to chwila gdy znalazłem się w sali w której leżał.
Przykryli go, pod szyję, białym prześcieradłem. Jego skóra miała nienaturalną bordową barwę. Był wychudzony i widocznie słaby. Całą twarz miał poranioną tak, że bałem się pytać jak wygląda reszta jego ciała. Jedyne co potrafiłem w tamtej chwili to stać i płakać.
Nie przejmowałem się tym, że jutro miałem powrócić do prasy, że miałem być znów fałszywym Draco. Nie obchodziło mnie to że Jason stoi za mną i przygląda mi się z żalem. Że gdzieś tutaj jest mały dziesięciolatek który jest przerażony bardziej niż ja. W tamtej chwili, liczył się tylko on i myśl, że może go zabraknąć w moim życiu.
— Jako że Harry jest teraz nieosiągalny, jestem zmuszony sam Ci to wszystko wyjaśnić, chodź wolałbym aby on to zrobił.
— O czym Ty mówisz?
— Naprawdę myślałeś że jego wszystkie rany czy skaleczenia mają źródło w jego nieuwadze?
Kiedy zacząłem się nad tym zastanawiać, to również stało się to dla mnie podejrzane.
— Nie, oczywiście, że tak w rzeczywistości nie było. — Szatyn nie czekał na odpowiedź z mojej strony. — Uważasz, że ktoś taki jak Harry Potter usiedziałby w jakimś małym miasteczku, wybierając taki zwykły zawód jak kucharz? Nie. To była tylko przykrywka, bardzo dobre alibi. Ja całymi dniami zajmowałem się jego interesem, kiedy on tylko od czasu do czasu wpadał wszystko skontrolować. Ludzie wierzyli, że to jego robota bo zwykle przenosił się po wejściu na zaplecze. Czym tak naprawdę się zajmował spytasz? Pokaże Ci...
Podszedł szybko do mnie i chwycił mocno moje ramie. Przestraszyłem się i zamknąłem oczy. Gdy je otworzyłem spostrzegłem, że deportowaliśmy się przed dom Harry'ego. Nie wiedziałem co się teraz stanie ale Jason nie pozwolił mi na jakikolwiek sprzeciw. Pociągnął mnie w stronę drzwi i jednym sprawnym ruchem różdżki, którą wyciągnął z kieszeni przeciwdeszczowej kurtki, otworzył drzwi. Dalej, jakby w transie, poprowadził mnie prosto do gabinetu Pottera. Jak uprzednio ja, otworzył szafkę w której była ukryta myśloodsiewnia. Gdy tylko spróbował ją otworzyć, jakby z wewnątrz wydobył się zielony dym a wśród obłoków pojawiła się głowa węża.
Odskoczyłem przerażony, jednak szatyn nie wyglądał na przejętego. Powiedział coś w mowie węży i wszystko nagle zniknęło.
— Głupie zabezpieczenia — powiedział szorstko. — Jest jedna rzecz którą pominąłem gdy rozmawialiśmy o tym jak poznawaliśmy się z Harry'm.
Przywołał mnie skinieniem ręki i przyłożywszy różdżkę do swojej skroni, uwolnił strzępki wspomnień które przelał do czary.
Popatrzyłem na niego z niemą prośbą o pozwolenie. Gdy ją otrzymałem podszedłem bliżej i zatraciłem się w bezkresnej pustce.
Gęsta mgła otaczała mnie z każdej strony. Zdezorientowany, starałem się dojrzeć cokolwiek przez białe chmury. Po chwili koło mnie przeszły dwie postacie. Przetarłem szybko oczy, sprawdzając czy przypadkiem nie było to tylko przewidzenie. Upewniwszy się, że się nie pomyliłem, ruszyłem zwartym krokiem za nimi.
W końcu mgła zaczęła się przerzedzać. Szedłem za Harry'm i Jasonem prosto do ogromnego budynku. Szerokie zabudowania rozdzielały się na trzy części: prawe i lewe skrzydło oraz centralną część. Wyglądał na bardzo starą budowle i robił niesamowite wrażenie. Wykonany w gotyckim stylu, z wieloma małymi oknami i kolumnami.
Dwójka przyjaciół milczała i wyczułem że jest między nimi ciążąca niepewność. W końcu przystanęli.
Wielki jasny księżyc rozświetlał ich nienaturalnie blade twarze. Szatyn spojrzał wyczekująco na Pottera.
— Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś? — spytał Jason.
— Wiesz że Ci ufam, jak nikomu innemu. Dlatego zanim wejdziemy do środka, chce Ci wyjaśnić parę rzeczy. Słyszałeś kiedyś o EJA — elitarnej jednostce aurorów?
— Oczywiście że tak, każdy chyba słyszał chociażby plotki o tej organizacji. Nie ma żadnych dowodów na jej istnienie chodź podobno mogą do niej należeć tylko naprawdę wybitni czarodzieje. Ale co to ma do rzeczy?
— Tyle że to nie tylko są plotki. EJA istnieje, a Ty właśnie stoisz przed jej główną siedzibą.
Jason wyglądał na wstrząśniętego i chodź sam nie wiedziałem czym ta organizacja się zajmuje, byłem pod wrażeniem.
— Nie mówisz poważnie — wydukał.
— Pokaże Ci...
Znalazłem się w profesjonalnej kuchni. Było tu pełno przypraw, różnego rodzaju noży, płyt grzewczych czy zlewów. Przy jednym stanowisku stał Jason w kucharskich fartuchu i wielkiej białej czapce na głowie. Wyglądał komicznie. Mieszał jakąś potrawę na patelni, drewnianą łyżką. Wyglądał na zmartwionego.
Podszedłem do niego bliżej i czekałem. W końcu w drugiej części pomieszczenia usłyszałem trzask. Szatyn od razu zerwał się ze swojego miejsca i pobiegł w tamtą stronę. Pognałem za nim. Przez to co zobaczyłem, ścisnął mi się żołądek w bólu.
Harry leżał w dużej plamie krwi. Jego ubranie było całe mokre i brudne. Jego skóra była ponacinana w każdym odsłoniętym miejscu, a jego oczy były nienaturalnie czarne.
Jason uklęknął przy nim, wyciągnął swoją różdżkę i zaczął szeptać zaklęcia uleczające. Z każdą chwilą Potter wyglądał coraz lepiej, lecz nadal przechodziły mi ciarki po plecach kiedy na niego patrzyłem. Nie mogłem uwierzyć że nic nie zauważyłem. Chciało mi się płakać.
Znowu byłem w tym samym pomieszczeniu. Tym razem jednak zewsząd ulatywał przyjemny zapach potraw, wszystkie stanowiska były zajęte, a Francuz dyrygował wszystkimi. Działali razem jak dobrze naoliwiona maszyna. Parę osób widziałem wcześniej, lecz było też kilka nowych twarzy.
Jason ogłosił dziesięć minut przerwy i udał się na zaplecze. Oczywiście poszedłem za nim. Znajdowały tam skrzynki z owocami, warzywami, rybami i różnorakim mięsem. Oglądałem to wszystko z małym zainteresowaniem.
Nagle drugie drzwi, wychodzące na tylni plac, otworzyły się. Stanął w nich Harry. Wyglądał okropnie. Jego oczy były opuchnięte i przekrwione, włosy miał w strasznym nieładzie, a zamiast soczewek, miał na nosie czarne prostokątne okulary.
— Czuje że niezbyt dobrze zareagował — powiedział Jason nawet nie podnosząc wzroku na Pottera.
— Zwiał — splunął Harry.
Zrobiło mi się ciężko na sercu.
— Aż tak się wkurzył że mu nie powiedziałeś? — spojrzał mu prosto w oczy.
— Nie zdążyłem mu niczego powiedzieć.
Cisza po tych słowach trwała kilka minut, a mnie zrobiło się niedobrze.
— Wyrzuć te myśli, wiesz że będzie Ci dziś z nimi ciężko przetrwać.
Bliznowaty wszedł głębiej do pomieszczenia i oparł się o ścianę plecami.
— Wiem. Nie czekaj na mnie. Wrócę dość późno.
— Dobrze. - Francuz podszedł i pocałował go lekko w czoło. — Uważaj na siebie.
Oboje wyszli.
Tym razem byłem w jakimś domu. Był on bardzo przytulny i panowała w nim miła atmosfera. Przeszedłem korytarzem i wszedłem do jednego z pokoi. Okazało się że był to salon. Wszędzie było pełno bibelotów oraz dekoracji. Aż miałem ochotę parsknąć śmiechem kiedy zobaczyłem Jasona na kanapie czytającego książkę. W ogóle nie pasował do tego otoczenia.
Rozejrzałem się dookoła, jednak nie dostrzegłem niczego ciekawego. Znów byłem zmuszony poczekać na rozwój sytuacji.
Po kilku chwilach rozbrzmiał się dzwonek do drzwi. Szatyn odłożył książkę i wstał z kanapy. Automatycznie poszedłem za nim. Kiedy już poradził sobie z otwarciem drzwi, ujrzałem postawnego mężczyznę o ciemnym kolorze skóry. Miał krótko ostrzyżone, czarne włosy oraz okulary przeciwsłoneczne na nosie. Był cały ubrany na czarno i wyglądał bardzo profesjonalnie.
— Jason — powiedział łagodnie.
Zdziwiła mnie jego barwa głosu. Spodziewałem się jakiegoś mrożącego krew w żyłach świstu.
— Nie chce tego słuchać. — Szatyn zaczął się wycofywać.
Zauważyłem że strasznie zbladł.
— Nie wszystko poszło po naszej myśli. — Facet zaczął iść za nim do środka.
Zacząłem rozumieć o czym rozmawiają.
— Nie, nie, nie. To nie może być prawda. — Jego oczy zaszkliły się niebezpiecznie.
— Żyje, ale jest w ciężki stanie. Myślę że powinieneś tam teraz być.
Francuz przetarł oczy i wyciągnął ku niemu ramię.
— Prowadź.
Z powrotem byłem w gabinecie Harry'ego. Czułem jak do moich oczu napływają łzy których nie umiałem powstrzymać. Rozumiałem już wszystko i w duchu przeklinałem swoją głupotę.
— Zabierz mnie do niego — powiedziałem tylko cicho.
On przytaknął i podał mi ramię. Nie przepadałem za aportacją ale wtedy było mi wszystko jedno. Chciałem po prostu być jak najszybciej u niego.
Kiedy znaleźliśmy się już pod szpitalem spytałem:
— Czy jego stan uległ zmienię?
Jedyne co potrafił powiedzieć to ciche dwa słowa "pogorszył się".
Nie pamiętam kiedy weszliśmy do środka, jak pokonałem wszystkie korytarze i schody. Jedyne co zapadło mi w pamięci to chwila gdy znalazłem się w sali w której leżał.
Przykryli go, pod szyję, białym prześcieradłem. Jego skóra miała nienaturalną bordową barwę. Był wychudzony i widocznie słaby. Całą twarz miał poranioną tak, że bałem się pytać jak wygląda reszta jego ciała. Jedyne co potrafiłem w tamtej chwili to stać i płakać.
Nie przejmowałem się tym, że jutro miałem powrócić do prasy, że miałem być znów fałszywym Draco. Nie obchodziło mnie to że Jason stoi za mną i przygląda mi się z żalem. Że gdzieś tutaj jest mały dziesięciolatek który jest przerażony bardziej niż ja. W tamtej chwili, liczył się tylko on i myśl, że może go zabraknąć w moim życiu.
świetny blog, naprawdę :) rzadko można trafić na ciekawą fabułę opowiadania i to jeszcze dobrze napisanego :) kocham odnajdywać takie perełki jak twój blog :D czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny *-* Skręca mnie z ciekawości co będzie dalej... Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze ._. Kocham Twojego bloga i nie chcę płakać gdy skończę czytać ostatni rozdział... No chyba, że będzie bardzo szczęśliwe to nie mam nic przeciwko ;>
OdpowiedzUsuńPs. Mam nadzieję, że nie porzuciłaś bloga i za niedługo wstawisz kolejny rozdział *-*
~Ubóstwiająca Feniksa
Przepraszam , że dopiero teraz ale jakimś cudem nie zauważyłam , że jest kolejny rozdział. O nim samym to... zniewalający! Aż mi się oczyska zaszkliły jak czytałam. No lecę czytać alternatywne zakończenie.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Skruszona Priori
Witam,
OdpowiedzUsuńJason odnalazł Draco i się wkurzył, jak się okazało nie rozmawiali o nich ale o czymś zupełnie innym, Harry należy do elitarnej jednostki aurorów, choć zastanawia mnie skąd Jason znał wężomowe...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia