niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 10


  Dzięki za wytknięcie błędów! Już je poprawiłam. Miałam tego dzisiaj nie dodawać ale Twoje komentarze jakoś mnie zmotywowały. Nie spodziewaj się zbyt wiele po tym opowiadaniu. Ono właśnie takie ma być, lekkie, bez większej fabuły czy komplikacji. Dlaczego? Dlatego że chciałam po prostu zacząć od czegoś łatwego by tego nie zniszczyć. Chce tym opowiadaniem poprawić swój styl. To opowiadanie nie będzie długie, jeszcze trzy rozdziały na nim będą. Już mam zaczętą nową opowieść, bardziej ambitną oraz zaplanowane kolejne cztery. Mam nadzieje że nie zrazi Cię to do czytania dalej Kropli :) 


  Zadziwiało mnie to, jak szybko wszystko może się zmienić. Kiedy, jak dotąd, zawsze błękitne niebo zakryły duże, czarne, burzowe chmury, miałem tego namacalny dowód. Nie zwiastowało to nic dobrego.
  Zatrzasnąłem wszystkie okna oraz pierwszy raz zamknąłem drzwi wejściowe na klucz. Zaopatrzyłem się jeszcze w kubek malinowej herbaty i poszedłem do łóżka.
  Lubiłem burze, jednak tylko wtedy gdy obserwowałem je w zaciszu mojego mieszkania. Wszystkie błyskawice wydawały się wtedy takie bezsilne. Lecz jeśli tylko byłem na dworze pioruny były dla mnie strasznie przerażające. Trafiały raz po raz w miejsca dookoła, jakby bawiąc się ze mną w kotka i myszkę. Dlatego zawsze ciągnęło mnie do uczenia się magii związanej z naturą. Chciałem ją poznać, spróbować chodź w najmniejszym stopniu okiełznać. Z perspektywy czasu wydaje mi się to niedorzeczne. Przyroda nigdy nie stanie się podległa nikomu. Rządzi się swoimi prawami i tylko najpotężniejsi czarodzieje mogli częściowo ją zrozumieć. Fascynowało mnie to.

  Próbowałem zabić, ciągnący się jak smoła, czas, zagłębiając się w poruszającej ten temat lekturze. Niestety, nie potrafiłem się skupić na czytanym tekście. Coś wisiało w powietrzu i wcale mi nie chodziło o pogodę.
  Od kilku dni Harry chodził zamyślony, jakby czymś zmartwiony. Gdy spędzaliśmy razem czas starał się utrzymywać dystans pomiędzy nami. Martwiło mnie to, ale starałem się odgonić od siebie złe myśli. Uznałem że to chwilowy kryzys. Chciałem iść do niego z samego rana, gdyż w weekendy i tak wstawał bardzo wcześnie, jednak burza uziemiła mnie w domu. Wolałem nie wychodzić na dwór w taką pogodę.
  Z fascynacją wpatrywałem się w ciąż pojawiające się na niebie refleksy. Zastanawiałem się czy Cyrus kiedyś próbował narysować taki widok. Wyglądało to naprawdę imponująco. Szczególnie, gdy kilka błyskawic przecinało czarne niebo naraz. Myślałem jak magicznie wyglądałyby wszystkie takie momenty nałożone na siebie, niczym klisze z aparatu. Właśnie dzięki takim rzeczą, aż tak bardzo nie tęskniłem za poprzednim życiem. Czułem się niezwykle obserwując takie małe cuda. Jako pisarz mogłem to wykorzystać w swoich publikacjach.
  Byłem jak Bóg. Wiedziałem, że to dość odważne porównanie, jednak takie miałem wrażenie. Mogłem kreować swój własny świat i kierować losami istot, które w nim żyły. Było to wspaniałe doznanie. Coś ode mnie zależało, ktoś był mi podległy. W jednej chwili mogłem osobę spisać na straty, a w drugiej zapewnić jej spokojne, szczęśliwe życie. Dlatego tak bardzo lubiłem trzymać pióro w swojej dłoni, kreśląc, dość porządnym pismem, pojedyncze słowa, które osobno były bezużyteczne, ale razem dawały piękny obraz. *Wolałem tradycyjne metody. Od czasu do czasu, tylko z przymusu, używałem komputera. Kochałem czuć pergamin pod palcami. Jego zapach, wygląd i struktura, przyciągały mnie. Przez to, zawsze w szufladzie przy łóżku leżał kałamarz wraz z piórem oraz papier, bym w łatwy sposób mógł przelać swoje myśli na kartkę. Często po ciężkiej nocy przepełnionej koszmarami spisywałem je, by móc to w jakiś sposób wykorzystać, bądź po prostu pozbyć się z głowy tych obrazów.
  Kraina snów była również dla mnie wielką zagadką. Pokazywały to co siedzi ludziom w głowach. Ta myśl mnie troszkę przerażała. Nie mogłem ich w ogóle okiełznać, chodź wiedziałem, że można się tego nauczyć. Czerpałem z nich inspiracje. Czasem podsyłały mi pomysły jak dobrze uchwycić daną sytuacje. Przez te rozmyślenia doszedłem do wniosku, że ludzie boją się rzeczy których albo nie znają, albo którymi nie mogą kierować.
  Człowiek chciałby rządzić wszystkim dookoła. Zaślepionym ludziom wydaje się, że mogą stać się najwyższą, niepodległą nikomu, jednostką. Na przykład gdy dostają jakieś wysokie stanowisko w ministerstwie albo nauczą się używać jakiegoś czarnomagicznego zaklęcia. Jednak zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie wyżej, ponad ich umiejętności, chodź nie zdają sobie z tego sprawy. Zdarzają się wyjątki jak Harry, ale w końcu wszystkich dopadnie śmierć, przed czym nikt nie może się uchronić. Właśnie dlatego wydawało mi się to strasznie głupie i niepotrzebne.

  Gdy przez dwadzieścia minut nie dostrzegłem ani jednej błyskawicy na niebie otworzyłem okno. Powietrze było bardzo ciężkie, gdyż mimo burzy ani jedna kropla nie spadła z chmur. Wiał jedynie bardzo silny wiatr.
  Widziałem jak w oddali coraz więcej ludzi wychodzi ze swoich domów i ustawia stoły bądź ławki ogrodowe. Ja takiego problemu nie miałem. Lubiłem minimalizm. Drogocenne błyskotki, tak często spotykane w moim domu, nie kręciły mnie. Wolałem mieć tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
  Moja malinowa herbata znowu wystygła. Zaśmiałem się w duchu z tego paradoksu. W spokojnych, melancholijnych momentach parzyłem ją, ale nigdy do końca jej nie dopijałem. Czemu? Sam nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie. Zwykle po prostu zatracałem się w swoich przemyśleniach.
  Przeleżałem tak w łóżku ponad półtorej godziny. Po tym czasie przeciągnąłem się niczym rasowy kot i poszedłem się przebrać. Moje ulubione powycierane dresowe spodnie, zastąpiłem długimi granatowymi dżinsami, a na, dotąd gołą, klatkę piersiową zarzuciłem zwykłą białą bluzkę. Nadal byłem zaspany i rozleniwiony, ale postanowiłem pójść do Harry'ego. Zjadłem tylko kanapkę z serem i wszedłem z domu.
  Było zimno, od razu pożałowałem, że nie zabrałem żadnej bluzy ze sobą. Skarciłem się za to w myślach. Podbiegłem do budynku cichutko. Zauważyłem, że Jason wraz z Potterem siedzą na ganku i dyskutują o czymś zażarcie. Mimo, że starałem się zmienić, dalej pozostały w mojej krwi niektóre nawyki. Podszedłem więc bliżej starając się zrobić jak najmniej hałasu. Schowałem się za jedną z większych kolumn i wytężyłem słuch. Po chwili zaczął do mnie docierać sens słów.

- Co zamierzasz z tym zrobić? - zwrócił się do Harry'ego Jason. - Nie możesz przecież tego tak zostawić.

- Dlaczego nie? Nie rozumiem czemu wywierasz na mnie taką presje. Do tej pory przecież było dobrze! - Brunet był podburzony.

- Myśl racjonalnie Harry! Musisz z tym skończyć. - Szatyn nie chciał odpuścić.

- Wiesz, że to nie jest dla mnie łatwe, przywiązałem się. - Odparł Potter z żalem w głosie.

- Rozumiem. Czuje się podobnie, ale czym szybciej tym lepiej. Weź pod uwagę Cyrusa! Wiesz, że jeżeli coś się stanie, to on będzie cierpieć najbardziej. - Jason mówił do niego jak do małego dziecka.

- Wiem to, tylko nie jestem pewien czy będę potrafił tak to po prostu zakończyć. Zależy mi na tym. - Potter dalej nie odpuszczał.

- Musisz być w końcu wolny. Tak będzie lepiej, zobaczysz. Może na początku będzie ciężko, ale po upływie kilku tygodni przyznasz mi racje. Nie będziesz żałować - zapewniał dalej Jason.

- Dobrze. Zrobię to, ale dopiero w przyszłym tygodniu. Daj mi się tym jeszcze nacieszyć. - odparł zrezygnowany.

- W porządku. - Przez pewien czas panowała cisza, lecz gdy tylko miałem zamiar się wycofać szatyn znów się odezwał:

- Powinieneś to powiedzieć Draco jak najszybciej. Nie możesz cały czas go okłamywać.

- Chce to jeszcze raz wszystko przemyśleć. Czuje, że nie przyjmie tego zbyt dobrze.

- Nie zwlekaj. - Jason podniósł się z dotychczas zajmowanego wiklinowego krzesła i poszedł w stronę swojego domu.

  Wszystko było dla mnie jasne. Harry tak po prostu chciał mnie zostawić. Nie mogłem w to uwierzyć, jednak nie potrafiłem też znaleźć innego wytłumaczenia tej sytuacji.
  Wycofałem się równie cicho jak wcześniej, a gdy tylko byłem pewien, że mnie nie usłyszy puściłem się biegiem do domu.
  Drżącymi dłoni próbowałem otworzyć drzwi. Gdy tylko mi się to udało chwyciłem pośpiesznie komputer. Nie zastanawiałem się nad treścią mojego maila. Poszedłem na górę, by zabrać swoje ulubione rzeczy, które spakowałem do torby.
  Wróciłem do kuchni, na szczęście ona już tam była. Jak zwykle nie pytała o nic. Byłem jej za to bardzo wdzięczny. Nawet nie musieliśmy ze sobą rozmawiać.
  Gdy znaleźliśmy się przy wejściu na tereny mojej rodzinnej posesji zrozumiałem że źle postąpiłem. Zachowałem się jak tchórz, ale nie potrafiłem inaczej. Nie mogłem pozbyć się goryczy z mojego serca.

- Nie publikuj tego jeszcze. Chce mieć spokój. - Mari tylko przytaknęła i aportowała się.

  Gdy przechodziłem poprzez wiecznie żywy ogród, pozwoliłem moim uczuciom się uwolnić. Nic się tu nie zmieniło od czasu mojej ostatniej wizyty. Oddychałem miarowo zimnym angielskim powietrzem. Czułem jedynie wściekłość, która rozrywała mnie od środka.
  Patrzyłem pustymi oczami na wszystko dookoła. Dotarłem do jednego z moich ulubionych miejsc. Wysokie stare klony rosnące niemal dziko tworzyły przestrzeń, w której nigdy nie musiałem być idealny i ułożony.
  Usiadłem na wilgotnej trawie i nakryłem twarz rękami. Byłem bezradny jak dziecko. Nie rozumiałem dlaczego tak mówił. Przecież wszystko było dobrze. Myślałem że odpowiada mu istota naszego związku. W końcu jeszcze kilka dni temu zachowywał się jakby był szczerze zakochany.
  Anglia była uosobieniem mojego stanu. W jednej chwili czarne chmury, jakby specjalnie dla mnie spowiły niebo. Nie musiałem długo czekać na deszcz. W podobnej sytuacji byłem niespełna kilka lat temu, gdy po jednej z misji Voldemorta wymordowałem połowę moich szkolnych przyjaciół. Niestety, tym razem ból był o wiele większy.
  Całkowicie przemoczony wszedłem do rezydencji. Nie mogłem już tego miejsca nazwać domem. Brzmiałoby to jak jeden z  tanich nieśmiesznych  żartów, które opowiadają podrzędni komicy, którzy mieli do wyboru robić albo to, albo zamiatać ulice.
  Gdy tylko rzuciłem swoją torbę pod moje nogi, obok niej pojawił się Błysk. Był to mój osobisty i jedyny, który pozostał w Malfoy Manor, skrzat domowy. Chodź te istoty nigdy nie były zbyt wysokie, on był wyjątkowo mały. Gdy tylko zwracałem mu na to uwagę, usprawiedliwiał się swoim młodym wiekiem.
  Miał długie odstające uczy i podłużną twarz z krzywym nosem. Jego oczy były ogromne. Zawsze w nich gościły iskierki radości i bezgranicznego zaufania. Tak też było i tym razem. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, lecz nie potrafiłem go odwzajemnić. Miał na sobie mój stary znoszony sweter w barwach Slytherinu, w którym chodziłem na drugim roku. Zawsze był z tego bardzo dumny. Utrzymywałem z nim dość przyjazne stosunki. Nie z wyboru. Był jedynym stworzeniem, które potrafiło mnie wysłuchać. Nie musiałem zważać na konsekwencje z wypowiedzianych słów. Również za każdym razem potrafił mnie rozśmieszyć, swoim małym rozumkiem albo kontrowersyjnym wyglądem.

- Panie. - Skłonił się nisko. - Życzy Pan sobie czegoś szczególnego?

Zdjąłem z siebie mokry podkoszulek, który zrzuciłem na podłogę. W środku było wyjątkowo ciepło.

- Przygotuj mi kąpiel w mojej łazience. Zajmij się także tymi ubraniami, ale najpierw zrób mi herbatę. Chce mieć na razie spokój. - powiedziałem chłodno. On chyba zrozumiał, że coś się stało. W jego oczach dostrzegłem troskę. Nie potrafiłem znieść takiego widoku, więc odwróciłem szybko wzrok.

- Tak jest - powiedział cicho i zniknął wraz z moimi rzeczami.

  Szedłem tą samą drogą co kilka tygodni temu. Gdybym wtedy wiedział, że mój urlop tak się skończy, nigdy bym się na to nie zdecydował.



5 komentarzy:

  1. Hmmm...i znowu nie wiem jak zacząć. Zawsze ten sam problem . A więc zdradziłaś swoje zamiary. Jeszcze trzy rozdziały ,powiadasz? Czekam z niecierpliwością. I na twoje kolejne opowiadanie także. Mam nadzieję,że zamieścisz linka ,albo chociaż nazwę,bo w szukaniu w internecie jestem beznadziejna. Poprawić styl powiadasz? Mi tam bardzo odpowiada. No może jest troszeczkę za dużo opisów , jak się ubierają itp. ale jak kto lubi ;D Całkowicie rozumiem twoją obawę ,przed spartaczeniem jakiegoś opowiadania ,ale to opowiadanie wychodzi Ci bardzo dobrze ;>.
    Co do rozdziału-świetny. Ciekawi mnie o czym też Harry rozmawiał z Jasonem. Może ktoś chce go zabić? (ach,te moje sadystyczne pomysły ;>) Nie będę zgadywać, zaczekam na kontynuację.
    Jak zwykle,zdrówka i weny ;)
    Priori

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Wiem , że już skomentowałam opowiadanie , ale że jestem niecierpliwa to postanowiłam przypomnieć o sobie.
    Mam nadzieję ,że nie porzuciłaś bloga,tylko np.gdzieś wyjechałaś albo cuś...
    No,w każdym razie czekam na Rozdział 11 który z chęcią przeczytam.
    Kocham i Pozdrawiam
    Priori

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno, jesteś GENIUSZEM. Tylko tyle Ci powiem. Rozmowa Harry'ego z Jasonem - no po prostu mistrzostwo świata ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    świetny, ale właśnie zastanawiają mnie te słowa, o co chodzi? Draco jest ciężko...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń