sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 9


  Od tygodnia świat wydawał mi się bardziej kolorowy. Oczywiście, nie miało to nic wspólnego z tym, że od tych jakże krótkich siedmiu dni mogłem nazwać Harry'ego swoim chłopakiem. Nic z tych rzeczy. Przynajmniej to próbowałem sobie wmówić.
  Przez cały ten czas byłem jakby w niebie. Codziennie budziłem się z wielkim uśmiechem na twarzy dlatego, że miałem świadomość tego że zobaczę go, dotknę jego silnych dłoni i zasmakuje słodkich ust. Każda chwila spędzona z nim wydawała mi się nierealna. Jakby był to tylko wytwór mojej wyobraźni. Jednak to wciąż trwało i nic nie wskazywało na to, żeby w przyszłości miałoby się coś zmienić.

  Potter przygotował na dzisiejszy dzień coś specjalnego. Lubiłem gdy mnie zaskakiwał, dlatego z przejęcia cały wczorajszy wieczór spędziłem na snuciu planów co do tego spotkania, w wyniku czego, gdy wstałem, było już grubo po dwunastej. Cieszyło mnie to, gdyż nie musiałem długo czekać na spotkanie.
  Wstałem z łóżka i od razu skierowałem się do łazienki. Długie gorące kąpiele weszły mi w nawyk. Zanurzając się w ciepłej wodzie myślałem o Harry'm. To akurat stało się moim uzależnieniem. Gdzie nie spojrzałem, wszystko mi go przypominało. Jego przyzwyczajenia, gesty. Uwielbiałem go obserwować. Chciałem uczyć się go na pamięć, by niczego nie pominąć. Jemu chyba również na tym zależało. Potrafiliśmy spędzać ze sobą czas w ciszy, jedynie patrząc na siebie i od czasu do czasu, uśmiechając się. Nie potrzebowałem niczego więcej. Sama jego obecność sprawiała, że czułem się wspaniale. Odżyłem. Koszmary i wspomnienia przestały mnie męczyć. Te rzeczy zaczęły odgrywać drugoplanową rolę w moim życiu. Zupełnie tak samo jak moja nowa książka. Było to dla mnie nieistotne. Jak gdybym był w równoległym świecie, gdzie wszystko jest piękne i proste.
  Wyszedłem z już nieco chłodnej wody. Kolejną zmianą w moim zachowaniu było to, że więcej czasu spędzałem na dopracowywaniu swojego wyglądu. Zacząłem używać mnóstwa specyfików, które przez cały mój pobyt w tym domu stały zakurzone, aby chodź trochę powrócić do swojego starego wyglądu. Jeszcze tego zza czasów szkoły.
  Wytarłem się porządnie i stanąłem przed lustrem. Wciąż na moją twarz spadały natrętne, długie blond włosy. Postanowiłem się ich w końcu pozbyć. Wygrzebałem z jednej szuflady nożyczki i lekko się wahając uciąłem pierwszy kosmyk. Czułem się jakbym uwalniał się od uciążliwego ciężaru. Moje niezręczne ręce koślawo odcinały kolejne pasma. Skrzywiłem się, ale końcowy efekt bardzo mi się spodobał. Mimo, że wszystko było jednym wielkim bałaganem, wniosło to dużo świeżości.
  Włożyłem na siebie luźną kawową koszulkę oraz ciemne spodnie, sięgające do kolan. Wyglądałem świetnie.
  Zadowolony zszedłem na dół, prosto do mojej kuchni. Na stoliku, oprócz standardowego listu od Mari, w którym dość sceptycznie wypowiadała się na mój, ale też i zarówno Harry'ego temat, leżała jeszcze srebrna pokrywka. Podniosłem ją szybko i ujrzałem przepysznie wyglądające maślane rogaliki z dżemem. Unosząca się od nich para świadczyła, że są jeszcze ciepłe. Poza tym, znalazłem również liścik. Bardzo dobrze znałem to drobne, lekko pochylone pismo.

Dziś o piętnastej u mnie w domu. Twój Harry.

  Uśmiechnąłem się do siebie. Postanowiłem jeszcze rozbudzić swój organizm codzienną dawką kofeiny. Dzięki wnikliwej obserwacji Pottera dużo się nauczyłem. Nie sprawiały mi już trudności aby przygotować podstawowe dania bądź napoje. Zacząłem się w tym miejscu czuć jak w domu.
  Gdy ze smakiem pochłaniałem drugiego rogala, wiecznie otwarte, drzwi do mojego domu trzasnęły, a chwilę później przed moimi oczami stał Jason. Ubrany był w dość opinający go podkoszulek oraz szorty. Wyglądał nieco komicznie. Jego brązowe włosy były w strasznym nieładzie, a do tego był cały czerwony i zdyszany.

- Cześć - przywitałem się. - Nie powinieneś być teraz w pracy? - Szczerze mówiąc interesowało mnie to tylko dlatego, że Harry mógłby również wrócić wcześniej do domu.

- Mam dzisiaj wolne, muszę odwiedzić moją rodzinę. Ale to nie jest ważne. - Widać było że starał się być poważny, jednak średnio mu to wychodziło. - Musimy poważnie porozmawiać.

  Zdziwiłem się. Jason zwykle był szalony i wesoły, ale odczułem że naprawdę chce poruszyć jakiś ważny temat.

- Dobrze, usiądź - wskazałem mu krzesło naprzeciwko mnie. Był lekko speszony, lecz uparcie trwał w swoim postanowieniu.

- Chodzi o Harry'ego - powiedział głośno wydychając powietrze.

- Coś się stało? - Zmarszczyłem brwi na znak niezrozumienia.

- Nie, oczywiście że nie - zaprzeczył szybko. - Mam na myśli  wasz związek.

Spiąłem się. Nie wiedziałem jakie Jason może mieć poglądy.

- A tak dokładniej? Mam nadzieje że nie masz z tym problemu. - Szatyn roześmiał się i odparł:

- Oczywiście że nie. Inaczej nie przyjaźniłbym się z Harry'm. Cały czas o Tobie gada. - Zrobiło mi się lepiej na to wyznanie, ale nie pokazałem tego po sobie. Przez cały czas spokojnie sączyłem kawę. - Więc o co chodzi?

Chłopak długo zbierał się zanim powiedział:

- Nie pozwolę Ci go skrzywdzić. - Popatrzyłem na niego zainteresowany.

- Nie mam zamiaru go krzywdzić.

- Nie rozumiesz! On od dłuższego czasu szuka kogoś na stałe. Było przy nim wiele ludzi, raz lepszych, raz gorszych, lecz nie utrzymywali się przy nim zbyt długo. Jego serce pękało za każdy razem i wydaje mi się, że kolejnego razu by nie wytrzymało. Cyrusa też to dotyczy. Myślę, że ten dziesięciolatek również jest słaby psychicznie, w końcu tyle przeżył... Dlatego uprzedzam Cie, że jeżeli wejdziesz w ich życie i po miesiącu bądź dwóch się poddasz, bez skrupułów potraktuje Cie przynajmniej jednym niewybaczalnym. - Jego oczy zabłysły groźnie, a po moich plecach przebiegł dreszcz. Uznałem, że mało wiem o tym mężczyźnie. Pod codzienną wyluzowaną powłoką skrywał się niebezpieczny i nieobliczalny Jason, którego powoli poznawałem.

- Nie mam zamiaru ich zostawiać. Ja także nie szukam letniej miłości, bądź zabawki do łóżka. Tak jak Harry pragnę mieć normalne życie. Cyrus dla mnie stał się kimś naprawdę ważnym, zarówno jak i jego opiekun. Nie wybaczył bym sobie gdyby zranił któregoś z nich. - Moja odpowiedz wyraźnie go ucieszyła i cała presja wyparowała z jego ciała.

- To dobrze. Co masz zamiar dzisiaj robić? - W rekordowym czasie dostał się do lodówki, szukając w niej czegoś do jedzenia. Zaśmiałem się na ten widok.

- Harry coś zaplanował o piętnastej. Do tego czasu w sumie nie mam co robić. - Niestety zauważyłem że szatyn mnie nie słuchał. Był za bardzo przejęty faktem że nie mam nic zjadliwego.

- Druga szuflada. - Jason wyszczerzył się do mnie i sięgnął we wskazane miejsce. Wyciągnął z niego moją wczorajszą kolacje czyli faszerowane papryki. Mimo że na początku naszej znajomości jego śmiałość, zarówno jak i śmiałość Cyrusa, który pod tym względem był bardzo do niego podobny, onieśmielał mnie, w miarę upływu czasu przywykłem do tego. Bez skrępowania włożył ów danie do piekarnika, by je podgrzać, oraz wyciągnął sztućce.

- Wspominał coś o tym. Jak mówiłem, on gada tylko o Tobie.

- Jedziesz do Francji? - Zmieniłem szybko temat.

- Tak. Moja rodzina zarzuciła mi że o nich zapomniałem. Ja sam stęskniłem się za wiecznie żywym Paryżem. Chce też przypomnieć sobie trochę język. Będę mógł Cie potem poduczyć. Jeżeli będziesz chciał. - Minutnik zadzwonił a szatyn podbiegł do niego wesoło i wyciągnął parującą paprykę.

- Było by miło. To taki piękny język... - Zacząłem się śmiać widząc z jaką zachłannością mój gość wodził widelcem od talerza do ust. - Kiedy masz zamiar wyruszyć?

- Jak tylko wrócę do domu. Mam już nawet świstoklik. Trochę zajęło mi załatwienie go, ale Harry pociągnął za kilka sznurków.

- Ktoś jeszcze wie że Harry żyje? - Nigdy wcześniej żaden z nich o tym nie wspominał.

- Parę osób z ministerstwa, głównie aurorzy którzy wcześniej z nim współpracowali. Gdyby nie powiedział o tym nikomu, szybko by wyszło na jaw gdzie jest, a tak całe poszukiwania skończyły się po niespełna dwóch tygodniach i sprawa zniknęła z mediów.

- Jak się poznaliście? - wypaliłem nagle.

- To dość prosta i oklepana historia. Gdy Harry podróżował po świecie, zawitał także do mojego rodzinnego miasta, jak sobie czasem pozwalałem nazywać Paryż. Byłem w tym czasie cukiernikiem w jednej z podrzędnych kawiarni. Na początku, gdy tylko przeszedł przez drzwi, wydawał mi się dość ponurym człowiekiem. Nie zdradzał swoich myśli i uczuć nawet mimiką twarzy, nie wspominając o gestach. Był dla mnie zagadką. Nie wdawał się nigdy w rozmowę, jedynie składał zamówienie i ograniczał się do wymaganej uprzejmości. Przychodził codziennie, przez kilka dni, do mojego miejsca pracy i zawsze zamawiał czarną, świeżo parzoną kawę oraz jeden ze smakołyków robionych przeze mnie. Piątego dnia wszystko się zmieniło. Gdy skończył już posiłek podszedł do mnie i tak po prostu spytał, czy nie poszedłbym z nim na kolacje. Jako że jestem strasznie ciekawskim człowiekiem, zgodziłem się. Czekał cierpliwie do końca mojej zmiany, a że było jeszcze dość wcześnie, udaliśmy się na spacer. Harry zadawał bardzo dużo pytań. Interesował się głównie moją pracą, rodziną i przeszłością. Chętnie opowiadałem mu o każdym aspekcie mojego życia. Jestem strasznym gadułą, dlatego dopiero po chwili zorientowałem się, że nic o nim nie wiem. Nie powiedział o sobie ani słowa podczas naszej przechadzki. Spytałem go co tutaj robi. Uznałem to za dość bezpieczne pytanie. Wtedy powiedział mi o jego zamiłowaniu do gotowania. Poprosił też abym wybrał restauracje, w której serwują najlepsze jedzenie w mieście. Nie brałem pod uwagę bogatego wyglądu, czy luksusowej obsługi, liczył się tylko smak. Sam miałem na tym punkcie niezłego bzika. Przez to, wylądowaliśmy w ustronnej knajpce na obrzeżach miasta. Znałem tam większość personelu, gdyż często tam zaglądałem. Zamówiliśmy jedzenie. Zauważyłem że Harry był bardzo poruszony atmosferą tamtego miejsca. Było takie niepozorne. Cały czas spędziliśmy na lekkiej rozmowie o wszystkim i o niczym. Wymieniliśmy się anegdotami z życia oraz dyskutowaliśmy na przeróżne tematy. Czułem że znamy się od dawna, przynajmniej tak się zachowywaliśmy. Dziwne, prawda? Nie zastanawiałem się nad tym wtedy. Gdy mieliśmy się rozstać oboje przyznaliśmy się do bycia czarodziejami. Umówiliśmy się także na kolejny dzień. Tak było przez kolejne dwa tygodnie. Po tym czasie Harry powiedział, że wyjeżdża do Hiszpanii, że chce tam zamieszkać, zacząć nowe życie. Spytał mnie czy chce pojechać z nim. Najpierw odmówiłem. Jednak po przemyśleniu paru kwestii poszedłem do niego i powiedziałem, że się zgadzam. Było to bardzo szalone i nieprzemyślane zachowanie z mojej strony, lecz uznałem, że i tak nie mam nic do stracenia. Przecież zawsze mogłem wrócić. Kiedy dowiedziałem się o Cyrusie, zrozumiałem, że zamieszkamy osobno i mimo że nie wspomniał o nim wcześniej ani słowem, nie przeszkadzało mi to. Wprost przeciwnie, od razu pokochałem tego malucha.

- Wy... Byliście razem? - spytałem lekko zawieszając głos.

- Nie, nie byliśmy - Jason od razu zaprzeczył. - Wiedziałem o orientacji Harry'ego prawie od samego początku naszej znajomości. Nie krył się z tym w ogóle! Zarówno on i ja wiedzieliśmy, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Poza tym, od kiedy skończyłem szesnaście lat miałem zaplanowaną przyszłość. Na początku nie byłem zachwycony myślą, że mam ożenić się z zupełnie obcą osobą, lecz gdy poznałem Eleanor wszystko się zmieniło. Pokochałem ją prawie tak samo, jak ona kocha mnie. - Był taki rozpromieniony gdy o niej opowiadał. Widać było, że nie rzucał słów na wiatr. Cieszyłem się że nie był dla mnie potencjalnym zagrożeniem.

- Dobra będę się zbierał - mówił kierując się w stronę wyjścia. - Miłego dnia!

  Odetchnąłem lekko i przeciągnąłem się. Zawsze znikał tak szybko jak się pojawiał. Przeczytałem w końcu list od Mari, w którym, tak jak się spodziewałem, nie było nic ciekawego. Nawet jej nie odpisałem. Wziąłem tylko leżące jak zawsze na blacie klucze i wyszedłem z domu.
  Było dzisiaj bardzo wietrznie, ale dalej ciepło. Przez to czułem się świeżo. Wiatr targał moje już krótkie włosy. Zdziwiłem się, że Jason nie zwrócił na nie uwagi, ale przestałem o tym rozmyślać, gdy stanąłem pod drzwiami. Zapukałem donośnie i czekałem na jakiś ruch. Przez cały dzień uśmiech nie znikał z mojej twarzy, co dość mocno mnie irytowało, jednak nie mogłem nic na to poradzić.
  W końcu usłyszałem stłumione "wejdź". Pewnie wkroczyłem do środka zastając bruneta w kuchni, pakującego mnóstwo rzeczy, do dużej brązowej torby. Gdy tylko mnie zobaczył wyszczerzył się, lecz nie przerwał wykonywania czynności. Ubrany był w długie czarne przylegające spodnie oraz koszulkę bez rękawów. Aby zakryć ramiona zarzucił na nie bawełnianą, dużą bluzę z napisem w innym języku. Odwzajemniłem uśmiech i przysiadłem na krześle obok niego.

- Dowiem się teraz gdzie się wybieramy?

- Jeszcze nie. Zobaczysz gdy będziemy na miejscu. - Zapiął ów torbę, odłożył ją i podszedł do mnie. 

  Pochwyciłem jego dłoń i złączyłem nasze palce. Patrzyliśmy się na siebie uważnie, studiując swoje twarze, które zbliżały się do siebie z każdą sekundą. Uwielbiałem te przepełnione uczuciem, delikatne pocałunki. Oczywiście te brutalniejsze były równie wspaniałe. Przygryzłem wargę jego ust, które automatycznie rozchylił.

- Nie przeszkadza mi to, naprawdę. Ciesze się waszym szczęściem, ale musimy się już zbierać. - Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, na co Cyrus jedynie przewrócił oczami.

- Nie strasz nas tak więcej. - Potter znowu złączył nasze dłonie. Dopiero wtedy zauważyłem, że miał na ręce, tuż pod nadgarstkiem, zawiązany świeży bandaż.

- Co się stało? - spytałem przejeżdżając po nim palcem.

- Nic takiego. Cyrus ma racje, musimy już iść.

  Wziął jeszcze torbę, którą przewiesił przez ramię i pociągnął mnie do drzwi wyjściowych. Dziesięciolatek szedł na przedzie i prychał od czasu do czasu, jak gdyby odganiał od siebie jakieś natrętne, nieprzyjemne myśli. Dopiero wtedy mu się dokładnie przyjrzałem. Miał na sobie, trochę krótsze niż moje, dżinsowe spodnie oraz luźną koszule. Jego włosy były starannie ułożone, a za jednym z uszu dostrzegłem mały ołówek. Uśmiechnąłem się na ten widok. To było takie urocze. Dodatkowo na jego ramieniu była przewieszona mała torba.

- Pasuje Ci ta nowa fryzura - szepnął mi Harry do ucha.

  Zająłem przednie miejsce jego ekskluzywnego czarnego samochodu, rozkoszując się wciąż wyczuwalnym zapachem nowości. Cyrus usiadł za mną i czasem dla przekory wciskał mi łokieć w oparcie.
  Przedrzeźnialiśmy się wesoło przez większość podróży, do czasu, aż na horyzoncie pojawił się zarys dużego miasta. Byłem nim urzeczony. To nieduże portowe miasteczko, miało specyficzny klimat. Przyciągało do siebie turystów poprzez malownicze widoki oraz stare, chodź dalej dobrze zadbane, kamieniczki.
  Zatrzymaliśmy się kawałek od wybrzeża. Harry udał się do jednego z pobliskich domków, a ja wraz z szatynem rzucaliśmy drobnymi kamieniami w stronę morza. Ta plaża różniła się naszej, miejscowej. Wyglądała dość groźnie. Zewsząd wystawały spiczaste kamienie, które wydawały się strasznie ostre.

- Dziękuje Draco - powiedział Cyrus, wyciągając ze swojej torby szkicownik.

- Za co? - Patrzyłem na niego zdezorientowany, ale on nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Sięgnął tylko po ołówek znajdujący się do tego czasu za uchem i zaczął kreślić powoli kolejne linie na kartce.

- Zająłeś się Harry'm. Tak jak Cie prosiłem.

- Zrobiłbym to nawet gdybyś nie poprosił. - Maluch jedynie przytaknął i zapatrzył się w dal. 

Nie potrafiłem odgadnąć o czym myślał. Wydawał mi się być zagadką, tak samo jaką Potter był dla Jasona w Paryżu. Jednak w przeciwieństwie do niego, nie chciałem znać na nią odpowiedzi.
  Harry zbliżył się do nas bezszelestnie i wzdrygnąłem się gdy objął mnie w pasie mówiąc:

- Wszystko załatwione. Możemy jechać dalej.

  Przez kolejne dziesięć minut jechaliśmy drogą prowadzącą wzdłuż linii brzegowej. Wysiedliśmy dopiero koło niezbyt dużego portu. Z zaciekawieniem przyglądałem się jak potężnie zbudowani mężczyźni uwijali się przy swoich łodziach. Długie, dumnie stojące maszty, które utrzymywał zwinięte jeszcze żagle, zainspirowały mnie. Gładkie połyskujące napisy na kadłubach mówiły mi, jak poszczególny jacht się nazywa, a ja starałem się odgadnąć przypisaną do niego historię. Było to dla mnie coś nowego. Zwykle wolałem mieć stały grunt pod nogami, jednak gdy patrzyłem na radosne twarze żeglarzy, którzy odbijali odpływali powoli w stronę wciąż do końca niezbadanego morza, zapragnąłem do nich dołączyć.
  Potter rozpromienił się na ten widok i złapał mnie za rękę. Idąc przez dobrze zbite deskami molo, przyglądałem się szczegółowo każdemu zjawisku. Z uśmiechem patrzyłem jak Harry pozdrawiał każdego faceta i grzecznie pytał co u niego słuchać. Widać było, że wszyscy darzą się tu sympatią.
  Zatrzymaliśmy się niemal przy końcu pomostu. Przywiązana do niego była biało niebieska łódka, która spokojnie dryfowała czekając na załogę. Kadłub był pomalowany na biało, za to listwa odbojowa miała odcień granatu. Przypominało mi to wystrój mojej sypiali. Tego samego koloru była napisana nazwa żaglówki. Insygnia. Zdziwiłem się, jednak nie skomentowałem tego, postanowiłem dowiedzieć się dlaczego akurat tak nazwał jacht później.
  Brunet dłonią zaprosił mnie na wypolerowany pokład. Cała zabudowa była wykonana z jasnego delikatnego drewna. Stanąłem zdezorientowany koło pięty masztu. Cyrus przewrócił oczami i poprowadził mnie do kokpitu, przy którym można było usiąść. Malec rzucił swoją torbę pod nogi i kontynuował pracę nad nowym obrazkiem. Harry odwiązał statek od pomostu i wykonując jeszcze masę innych czynności, sprawił, że w końcu odpłynęliśmy. Przez większość czasu obserwowałem go gdy sprawnie kierował statkiem. Był skupiony, ale zarazem stanowczy.
  Gdy znaleźliśmy się już dostatecznie daleko, koło jakiejś opustoszałej zatoki, Potter zwinął żagle i pociągnął mnie na dolny pokład. Mimo, że wydawał się małym miejscem, było bardzo przestronnie urządzony. Po prawej stronie znajdowała się łazienka oraz dwie małe kajuty. My poszliśmy w drugą stronę, do salonu oraz prowizorycznej kuchni. Oba te pomieszczenia były ze sobą połączone. Były tam tylko dwie szafki, zlew, mała lodówka oraz kanapa wraz z fotelem. Wszystko było obite drewnem, tym razem ciemniejszym niż na górnym pokładzie. Obejrzałem dokładnie całe pomieszczenie i zauważyłem ścianę pełną zdjęć. Przedstawiały głównie chwile z podróży bruneta oraz Cyrusa. Wtedy zrozumiałem dlaczego w myślodsiewni nie było żądnych dobrych wspomnień. Harry wszystkie je zamykał w ramkach, do których w każdej chwili mógł wrócić. Chodź te ilustracje nie ruszały się, lecz to właśnie od nich poczułem magię.
  Brunet objął mnie od tyłu i oparł głowę na moim ramieniu.

- Podobają Ci się? Chciałbym aby kiedyś były tutaj także nasze, wspólne zdjęcia - mówił przejeżdżając nosem po mojej szyi.

- Byłoby cudownie - odparłem starając się, aby mój głos się nie załamał.

  Jego obecność zawsze wprowadzała mnie w taki stan. Chwyciłem jego dłonie i zacisnąłem mocniej wokół mojej talii. Jednak on wyrwał jedną rękę z mojego uścisku i delikatnie wsunął ją pod moją koszulkę. Zaczął zataczać kółka palcem naokoło mojego pępka. Wciągnąłem głośno powietrze, na co Harry jedynie zachichotał mi prosto do ucha. Po chwili przeniósł się wyżej, gładząc mój brzuch. Na swojej szyi poczułem jego gorący oddech, który zaraz zastąpiły słodkie usta i zwinny język, który kreślił powoli linie na mojej skórze. Jęknąłem, gdy przeniósł się na obojczyk, do którego dostał się opuszczając lekko jeden z rękawów mojej bluzki.
  Zamroziło mnie. Za każdym razem, gdy mnie dotykał przechodziły mnie dreszcze. Nie potrafiłem mu w żaden sposób odpowiedzieć, czy się ruszyć. Po prostu stałem, czerpiąc jak najwięcej przyjemności i starając się nie pokazać mu jak za każdym jego ruchem miękną mi kolana.
  W końcu zakończył tą chwile czułości krótki całusem w kark i zaproponował abyśmy dołączyli do Cyrusa. Przytaknąłem tylko i dałem się zaprowadzić na górę. W tamtej chwili wszystko wydawało mi się takie cudowne. Nie potrzebowałem nic więcej.


2 komentarze:

  1. Znowu nie wiem co napisać.
    Nie zauważyłam żadnych błędów,może tak na początek. Rozdział jest...magiczny. Niby taki o niczym,ale jednak wciąga i ma swój urok. Choć nadal podtrzymuję moją uwagę o tym , że przydałoby się trochę akcji. Nie wiem jak długo masz zamiar pisać tego bloga (mam nadzieje że długo ;P) , ale jeśli cały czas będziesz pisać tylko słodkie romanse to wkrótce,albo zabraknie ci pomysłów,albo nieświadomie zaczniesz się powtarzać.
    Mimo wszystko rozdział świetny i lekki. Czekam na kontynuacje. Chociaż mam nadzieję na troszkę magii...
    Pozdrowionuśka kochana
    Priori
    Ps Wiem , że marudzę ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    interesujący rozdział, wypłynę;li w morze, jak widać Jason troszczy się o przyjaciela, nie chce aby cierpiał...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń