Nie powiem, że było dobrze, bo nie było. Przeleżałem pół nocy gapiąc się tępo w sufit. Byłem wściekły na siebie. Przeżywałem skutki swojego zachowania. Dałem się ponieść. Nie rozumiałem tego co się stało. Przez moją głowę przewijało się setki pytań, na które nie znałem odpowiedzi. Jednak byłem też pełny sprzeczności, gdyż na większość z nich wolałem nie znać odpowiedzi. Po raz kolejny nie wiedziałem na czym stoję. W końcu to on zainicjował ten pocałunek, więc dlaczego potem mnie odrzucił? Byłem przez to rozgoryczony.
Następnego dnia rano wyglądałem okropnie. Nie dość, że nie czułem się najlepiej, to moja blada cera w połączeniu z wielkimi workami pod oczami kreowały mnie na trupa. Nie interesowało mnie to.
Ściągnąłem z siebie powoli wczorajsze ubranie, którego nie miałem siły się wczoraj pozbyć i założyłem dresowe spodnie oraz przydługi ciepły bawełniany sweter w świąteczne wzory. Było to adekwatne do mojego humoru.
Nasze "rodzinne" święta nigdy nie były spędzane w przyjaznej i uczuciowej atmosferze. Rodzice zawsze zapraszali tłumy wysoko postawionych ludzi, by umocnić swoją pozycję. Gdy byłem w Hogwarcie, wolałem zostawać tam na ten czas. Wtedy mogłem poczuć, chociaż namiastkę tej magicznej atmosfery. Jednak wszystko się psuło, gdy oglądałem zdjęcia owych bankietów zamieszonych w Proroku Codziennym. Przez całe swoje życie byłem samotny. Cholernie samotny. Ślizgoni to ślizgoni, każdy był indywidualistą. Wszyscy mieli swoje, często nieczyste, sprawy i sekrety. Przyjaźnie były płytkie, zawierane jedynie po to, aby mieć się do kogo odezwać. Później nie było lepiej. Nie wiedziałem, komu mogłem zaufać, z kim porozmawiać. Codziennie budziłem się ze świadomością, że ludzie, którzy pozornie byli przyjaciółmi, mogli okazać się szpiegami bądź wrogami. Każdy był podejrzany.
Prawdziwe, dorosłe życie przyszło niespodziewanie. Przez pierwsze kilka miesięcy nie potrafiłem się w nim odnaleźć. Nie chciałem wychodzić z domu, dlatego zacząłem pisać książki. Nie robiłem tego dla pieniędzy, miałem ich aż nad to. Po prostu musiałem jakoś dać upust swoim przemyśleniom, emocjom. Pierwszą osobą, której po części zaufałem, była Marietta. Zaczęła mnie traktować jak rodzinę. Dbała o mnie, martwiła się, przejmowała, lecz nie potrafiłem się przed nią do końca otworzyć. Czasami wydawało mi się, że uważała mnie za siedmioletnie dziecko, które potrzebuje uwagi i miłości.
Postanowiłem ten dzień spędzić, jak za dawnych czasów. Zszedłem powoli na dół, uważnie stawiając kolejne kroki, jakby od tego zależało moje życie. Wróciło do mnie poczucie odrzucenia przez rzeczywistość. Jak gdyby cały świat wyrzucił mnie za margines.
Nastawiłem wodę. Mimo, że miałem na sobie ciepłą odzież, nadal było mi przeraźliwie zimno. Malinowa herbata nie wzbudzała we mnie żadnych wspomnień. Nie przypominała mi niczego. Może dlatego tak bardzo ją lubiłem?
Nastawiłem wodę. Mimo, że miałem na sobie ciepłą odzież, nadal było mi przeraźliwie zimno. Malinowa herbata nie wzbudzała we mnie żadnych wspomnień. Nie przypominała mi niczego. Może dlatego tak bardzo ją lubiłem?
Wziąłem leżący na komodzie koc i owinąwszy się nim, usiadłem na kanapie. Przyciągnąłem swoje nogi do klatki i oparłem głowę na kolanach. Ogrzewałem swoje zimne dłonie o ciepły kubek. Samotność podobno też jest ludziom potrzebna. Zaciska więzi z rodziną i daje mentalnego "kopa". Jednak ja nie czułem się dobrze. Bolące uczucie, wyżerające mnie od środka, przypominało mi że nawet nie mam się do kogo zwrócić, z kim porozmawiać.
Upiłem mały łyk napoju. Gorący wywar poparzył mój język oraz popękane wargi. Zrobiło mi się lepiej. Ból dawał ukojenie. Zapewniał, że nadal coś czuje. Że potrafię coś z siebie wykrzesać. Że nadal drzemią we mnie jakieś pokłady człowieczeństwa.
Zaczęło mi się kręcić w głowie. Odstawiłem kubek na stolik, starając się nie wylać napoju. Przecierałem powoli długie włosy licząc, że przyniesie mi to ulgę. Przeliczyłem się. Po chwili pojawiły mi się mroczki przed oczami. Położyłem się na kanapie i przymknąłem powieki. Czułem się beznadziejnie. Słyszałem tysiące głosów, które z minuty na minutę stawały się coraz głośniejsze. Zrobiło mi się jeszcze zimniej. Podciągnąłem kolana do brody, starając się ogrzać. Z pod moich powiek wypływały łzy bezsilności. Nie wiedziałem nawet, czy mam jakieś leki przeciwbólowe, czy przeciwgorączkowe. Moje ciało pulsowało. Raz było mi strasznie gorąco, raz lodowato.
Nagle poczułem, że ktoś układa mnie tak, abym leżał na plecach zamiast na boku, a na moim czole wylądował wilgotny, chłodny materiał. Westchnąłem cicho i uchyliłem lekko powieki. Ujrzałem pochyloną nade mną Mariettę. Patrzyła na mnie wyraźnie zaniepokojona i gdy tylko zobaczyła, że ją obserwuje, zaczęła szeptać mi do ucha uspokajające słowa. Wydawało mi się to tak nierealne, że zacząłem się nerwowo śmiać. Zamknąłem oczy i postanowiłem się zdrzemnąć.
Nagle poczułem, że ktoś układa mnie tak, abym leżał na plecach zamiast na boku, a na moim czole wylądował wilgotny, chłodny materiał. Westchnąłem cicho i uchyliłem lekko powieki. Ujrzałem pochyloną nade mną Mariettę. Patrzyła na mnie wyraźnie zaniepokojona i gdy tylko zobaczyła, że ją obserwuje, zaczęła szeptać mi do ucha uspokajające słowa. Wydawało mi się to tak nierealne, że zacząłem się nerwowo śmiać. Zamknąłem oczy i postanowiłem się zdrzemnąć.
Gdy się obudziłem, czułem się już lepiej. Podniosłem się z kanapy, czego od razu pożałowałem. Zakręciło mi się w głowie i z powrotem wylądowałem na sofie.
— Nie ruszaj się stamtąd, jesteś jeszcze osłabiony. — Podążyłem wzrokiem w stronę dochodzącego głosu. Zmarszczyłem nos w akcie niezrozumienia.
— Nie patrz tak. Chciałam sprawdzić jak sobie radzisz. Nie wiedziałam, że może być tak źle.
Mari podeszła do mnie ze świeżo zrobioną herbatą którą położyła na stole oraz okładem na czoło. Jak zwykle ubrana była w jedną ze swoich wielu koszul w kratkę, tym razem w niebieską, którą miała rozpiętą, a do tego miała na sobie białą koszulkę oraz granatowe krótkie spodnie. Jej długie ciemne włosy, luźno układały się na ramionach. Spojrzała na mnie sceptycznie i usiadła koło mnie na kanapie.
— Wyglądasz okropnie. — Jak zwykle była szczera do bólu. Prychnąłem cicho.
— Dzięki. — Sięgnąłem po kubek i napiłem się.
— Dodałaś miodu! — jęknąłem. — Wiesz przecież jak go nienawidzę!
— Jesteś chory Draco. Gdybyś nie postanowił wyrzec się magii można by było to załatwić jednym machnięciem różdżki. Niestety, musimy uciec się do zwyczajnych sposobów.
Nie odpowiedziałem. Nie chciałem wracać do tego tematu w tamtej chwili. Dziewczyna chyba to wyczuła, gdyż wycofała się z pokoju tłumacząc się, że idzie po jakieś tabletki.
Jednak cały czas myślałem o Harry'm. Chodź nie chciałem, co chwile przed oczami pojawiał mi się obraz jego idealnej twarzy, gdy była tak blisko mojej. Powracanie do momentu, gdy jego ciepłe usta zetknęły się z moimi, nadal wywoływał na mojej skórze dreszcze.
Marietta wróciła niosąc opakowania z jakimiś proszkami.
Jednak cały czas myślałem o Harry'm. Chodź nie chciałem, co chwile przed oczami pojawiał mi się obraz jego idealnej twarzy, gdy była tak blisko mojej. Powracanie do momentu, gdy jego ciepłe usta zetknęły się z moimi, nadal wywoływał na mojej skórze dreszcze.
Marietta wróciła niosąc opakowania z jakimiś proszkami.
— Co Ci jest? — spytała, aby dobrze dobrać lekarstwa.
— Boli mnie gardło i brzuch. Kręci mi się też trochę w głowie, ale jest już lepiej niż wcześniej. — Zostało jeszcze wciąż odczuwalne poczucie chłodu, lecz uznałem że herbata mnie rozgrzeje. Moja przyjaciółka bez słowa wyjmowała kolejne kapsułki z opakowań.
— Połknij wszystkie i popij. Za kilkanaście minut powinieneś poczuć się lepiej — powiedziała.
— Dzięki. — Pigułki były gorzkie w smaku. Skrzywiłem się lekko i popiłem je szybko. — Jak mają się sprawy w Londynie?
— Informacja o Twym zaginięciu wywołała dużo szumu. Do teraz codziennie do wydawnictwa przysyłane są tony listów od Twoich czytelników. Czasami ludzie rozpaczają, proszą o jakiekolwiek informacje bądź po prostu wypytują o kolejną książkę. Przez pierwszy tydzień było ciężko. Aurorzy przeszukiwali Malfoy Manor ze cztery razy. To samo dotyczy Twojego biura. — Uśmiechnąłem się na wspomnienie mojego gabinetu. Oczywiście żaden inny autor nie ma swojego miejsca pracy, lecz moja menadżerka uznała, że gdybym miał pisać w domu,to nic bym z siebie nie wykrzesał, po pierwszej wydanej książce. Dlatego codziennie, od poniedziałku do piątku, przychodziłem tam na cztery czy pięć godzin, starając się coś napisać. Rzadko mi to wychodziło, jednak uwielbiałem tamtejszą atmosferę.
— Staram się uspokoić sytuacje. Wyszło również parę spraw na wierzch, gdy pracownicy ministerstwa się przy Tobie zakręcili. W związku z Twoimi misjami od Voldemorta. Na początku wszyscy byli oburzeni, szczególnie, gdy wypomniane zostały Ci niektóre morderstwa. Jednakże wszystko zostało zwinnie wytłumaczone w Proroku, gdy jego redaktorzy zobaczyli dużą sakwę galeonów. Nie powinno być także problemu z Twoim powrotem. Napisałam już mniej więcej zarys tej Twojej "tragicznej" historii. Wysłałam Ci go już. Zapoznaj się z nim, ja muszę być za dwadzieścia minut na spotkaniu. Mam nadzieje, że sobie poradzisz. — Zawsze była taka konkretna. Robiła wszystko co do niej należało tak, aby nie można było się do tego w żaden sposób przyczepić. Nie łudziłem się, że zostanie ze mną, porozmawia czy pocieszy. Dla niej uczucia się nie liczyły.
— Staram się uspokoić sytuacje. Wyszło również parę spraw na wierzch, gdy pracownicy ministerstwa się przy Tobie zakręcili. W związku z Twoimi misjami od Voldemorta. Na początku wszyscy byli oburzeni, szczególnie, gdy wypomniane zostały Ci niektóre morderstwa. Jednakże wszystko zostało zwinnie wytłumaczone w Proroku, gdy jego redaktorzy zobaczyli dużą sakwę galeonów. Nie powinno być także problemu z Twoim powrotem. Napisałam już mniej więcej zarys tej Twojej "tragicznej" historii. Wysłałam Ci go już. Zapoznaj się z nim, ja muszę być za dwadzieścia minut na spotkaniu. Mam nadzieje, że sobie poradzisz. — Zawsze była taka konkretna. Robiła wszystko co do niej należało tak, aby nie można było się do tego w żaden sposób przyczepić. Nie łudziłem się, że zostanie ze mną, porozmawia czy pocieszy. Dla niej uczucia się nie liczyły.
— Nie wiem kiedy zdecyduje się wrócić, zdajesz sobie z tego sprawę?
— Pewnie, wiesz że nie będę Cie poganiać — jej głos złagodniał. — Wiem, że nadal jest Ci ciężko i że dodatkowo coś Cie dręczy. Wierze że sobie z tym poradzisz. Do zobaczenia. — Aportowała się z cichym trzaskiem.
Po kilku chwilach spędzonych na bezmyślnym gapieniu się w ścianę, poczułem się lepiej. Postanowiłem poszukać laptopa i zapoznać się z wymyśloną przez Mari historią. Byłem ciekawy jak moja menadżerka wytłumaczyła moje zaginięcie. Komputer nie był daleko co niezmiernie mnie ucieszyło. Nigdy nie pamiętałem gdzie go zostawiałem. Tym razem leżał w kuchni. Wróciłem na poprzednie miejsce i zacząłem przeglądać materiały.
"Podczas bankietu dostałeś wiadomość, że jeden z członków Twojej dalszej rodziny jest ciężko chory. Byłeś bardzo zdenerwowany i zmartwiony dlatego, że mimo dalszego pokrewieństwa, byliście ze sobą zżyci. Jako przykładny człowiek nie wahałeś się i od razu ruszyłeś na pomoc swojemu wujowi. Nie zostawiłeś żadnej informacji, gdyż myślałeś że wrócisz za kilka dni i nie będzie żadnych problemów. Niestety, jego stan się pogarszał z dnia na dzień i musiałeś z nim zostać dłużej. Dodatkowo, by nie zawieźć swoich czytelników, podczas pobytu za granicą, cały czas pracowałeś nad swoją nową publikacją, która wkrótce się ukaże. Szczegóły pozostawiam Tobie. Wiem, że dzięki Twojej korekcie wyjdzie z tego coś naprawdę wiarygodnego. Masz znowu wyjść na przyjaznego i troskliwego Dracona.
Powodzenia!
Powodzenia!
Szczerze mówiąc był to dość oklepany pomysł, jednak społeczeństwo powinno to łatwo łyknąć. Od razu w mojej głowie pojawiło się mnóstwo sposobów na odegranie sceny zmartwionego i kochającego Draco Malfoya. Zawsze, kiedy wychodziłem do ludzi czułem się jak aktor. Każdy ruch i słowo miałem dokładnie przemyślane. Sam sobie pisałem scenariusze. Wiedziałem jak chce wypaść i byłem naprawdę zadowolony, gdy wszystko szło po mojej myśli.
Chcąc oderwać się od problemów oraz wątpliwości, od razu zabrałem się za udoskonalaniem pomysłu Marietty. Stworzyłem kilka historii opowiadających o spędzonych chwilach z moim rzekomym krewnym. Dziennikarze nie mogli mnie już niczym zaskoczyć. Wiedziałem o co będą pytać. Kim jest dla Pana ten człowiek? Czemu wcześniej Pan o nim nie wspominał? Jak się Pan odniesie do ostatnich, podawanych przez Proroka Codziennego, podejrzeniach? Nauczyłem się na nie odpowiadać bez udzielania jakichkolwiek informacji. Lecz męczyło mnie to udawanie. Nigdy tak do końca nie byłem sobą. Większość moich decyzji miała wpływ na osoby trzecie. Nie chciałem mieć już nic wspólnego z krzywdzeniem ludzi, dlatego kiedy zdałem sobie z tego sprawę, jak wielkim jestem dla niektórych autorytetem, zapragnąłem uciec.
Chcąc oderwać się od problemów oraz wątpliwości, od razu zabrałem się za udoskonalaniem pomysłu Marietty. Stworzyłem kilka historii opowiadających o spędzonych chwilach z moim rzekomym krewnym. Dziennikarze nie mogli mnie już niczym zaskoczyć. Wiedziałem o co będą pytać. Kim jest dla Pana ten człowiek? Czemu wcześniej Pan o nim nie wspominał? Jak się Pan odniesie do ostatnich, podawanych przez Proroka Codziennego, podejrzeniach? Nauczyłem się na nie odpowiadać bez udzielania jakichkolwiek informacji. Lecz męczyło mnie to udawanie. Nigdy tak do końca nie byłem sobą. Większość moich decyzji miała wpływ na osoby trzecie. Nie chciałem mieć już nic wspólnego z krzywdzeniem ludzi, dlatego kiedy zdałem sobie z tego sprawę, jak wielkim jestem dla niektórych autorytetem, zapragnąłem uciec.
Gdy zacząłem rozpisywać co poniektóre kwestie, rozbolała mnie głowa. Odłożyłem komputer na stolik i położyłem się. Czułem że tabletki, które wziąłem przestają działać. Postanowiłem się zdrzemnąć, aby nie czuć aż tak bardzo objawów choroby. Sięgnąłem po leżący w nieładzie koc i przykryłem się nim.
Obudziło mnie głośnie dudnienie. Starałem się nie zwracać na nie uwagi. Po chwili wszystko się uspokoiło. Mruknąłem zadowolony i przewróciłem się na drugi bok. W mojej głowie szumiało, a pragnienie dawało o sobie znać, dlatego w końcu zrezygnowałem z dalszej drzemki i otworzyłem leniwie oczy. Odczułem lekkie déjà vu. Niestety, tym razem zamiast mojej przyjaciółki zobaczyłem Harry'ego. Zachichotałem ironicznie w duchu. Gorzej już być nie mogło. Stał oparty o jedną ze ścian i przyglądał mi się uważnie. Był lekko zmartwiony i przybity. Chciałbym, aby to nie wywołało u mnie żadnego ukłucia w klatce.
— Mógłbyś mi przynieść szklankę wody? — spytałem lekko zachrypniętym głosem.
Chyba nie był przygotowany na moją spokojną reakcję. Postanowiłem nie wracać do wczorajszej sytuacji. Uznałem, że zachowanie dystansu będzie odpowiednim wyjściem. Potter popatrzył na mnie zagubiony, lecz uśmiechnął się i wykonał moją prośbę. Z ulgą wypiłem napój odchylając głowę do tyłu. Czułem się niezręcznie w jego towarzystwie. Było między nami ciążące napięcie.
Chyba nie był przygotowany na moją spokojną reakcję. Postanowiłem nie wracać do wczorajszej sytuacji. Uznałem, że zachowanie dystansu będzie odpowiednim wyjściem. Potter popatrzył na mnie zagubiony, lecz uśmiechnął się i wykonał moją prośbę. Z ulgą wypiłem napój odchylając głowę do tyłu. Czułem się niezręcznie w jego towarzystwie. Było między nami ciążące napięcie.
— Po co przyszedłeś? — spytałem chłodno. On zawahał się i podszedł bliżej.
— Draco musimy porozmawiać, chce Ci wszystko wyjaśnić. — Winszowałem sobie w duchu za swoje opanowanie. Nie wiem skąd się to wzięło. Byłem jakby wyprany z emocji.
— Nie wiem czy chce Harry. — Przysiadł koło mnie na kanapie. Nie odsunąłem się.
— Daj mi się wytłumaczyć, proszę. — Smutek w jego głosie był dobijający. Złapał mnie za dłoń. Ponownie nie zareagowałem. Nie odtrąciłem go chodź on zrobił to wczoraj tak boleśnie. Nie potrafiłem. Pragnąłem jego zainteresowania, dotyku. Nie widząc sprzeciwu z mojej strony, zaczął mówić.
— Nie muszę Ci opowiadać o moich szkolnych podbojach, gdyż nie było ich za dużo. Gdy wojna się skończyła postanowiłem sobie kogoś zaleźć. Chciałem się ustatkować, jednak z nikim nie byłem dłużej niż trzy miesiące. Zwykle chodziło ludziom o to, by zobaczyć jak to jest w łóżku z wybrańcem. Teraz mam Cyrusa i nie chce mieć kogoś tylko na kilka nocy. Nie jesteś mi obojętny i dobrze o tym wiesz.
Moje serce nie zaczęło bić szybciej po tym zdaniu, ani trochę.
— Jednak potrzebuję zapewnienia, dlatego że gdy wejdziesz w nasze życie, to nie może być to tylko przelotny związek. Mam nadzieje, że teraz rozumiesz moje zachowanie. Nie chciałem niczego żałować. — Ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałem.
Zirytowało mnie to, że oceniał mnie tak nisko. Nigdy bym go nie wykorzystał. Lecz, z drugiej strony ucieszyłem się, że Harry myślał o mnie poważnie, szukał tylko potwierdzenia z mojej strony, że go nie zostawię. Wsunąłem swoje palce pomiędzy jego i ścisnąłem rękę.
Moje serce nie zaczęło bić szybciej po tym zdaniu, ani trochę.
— Jednak potrzebuję zapewnienia, dlatego że gdy wejdziesz w nasze życie, to nie może być to tylko przelotny związek. Mam nadzieje, że teraz rozumiesz moje zachowanie. Nie chciałem niczego żałować. — Ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałem.
Zirytowało mnie to, że oceniał mnie tak nisko. Nigdy bym go nie wykorzystał. Lecz, z drugiej strony ucieszyłem się, że Harry myślał o mnie poważnie, szukał tylko potwierdzenia z mojej strony, że go nie zostawię. Wsunąłem swoje palce pomiędzy jego i ścisnąłem rękę.
— Uwzględniając to, że nie znałeś mnie od tej lepszej strony nie odniosę się do Twojego niskiego mniemania o mojej osobie — zacząłem niby poważnie, jednakże kąciki moich ust podniosły się. — Dlatego postanowiłem, że w ostateczności Ci wybaczę. — Bliznowaty wyszczerzył się i przysunął się jeszcze bliżej.
— Obiecujesz, że mnie nie zostawisz? — szepnął mi do ucha, podczas gdy wolną dłonią gładził moje udo.
— Jeżeli z Twojej strony mogę liczyć na to samo — odpowiedział równie cicho. Potter chciał sięgnąć moich ust, ale uniemożliwiłem mu to. Popatrzył na mnie zawiedziony, na co tylko przewróciłem oczami.
— Jestem chory, nie chce Cie zarazić — wyjaśniłem. Harry uśmiechnął się i pocałował mnie mocno w policzek.
— A jeżeli jesteśmy już przy kwestii szczerości, kiedy zostałem w Waszym domu wszedłem do Twojego gabinetu i zobaczyłem Twoje wspomnienia.
— Wiem. — Byłem zaskoczony. — Myślisz, że zostawiłbym moje całe życie tak po prostu, bez żadnych zabezpieczeń? Nie doceniasz mnie Draco. — Zaśmiał się pod nosem.
— Specjalnie zostawiłeś tak wszystko? — spytałem odgadując jego myśli.
— Dokładnie. Nie chciałem Ci tego sam opowiadać.
Resztę wieczoru spędziliśmy siedząc na kanapie w żelaznym uścisku i rozmawiając. Co jakiś czas Potter całował moje dłonie, policzki bądź czoło. Gdy wieczorem kładłem się spać, czułem się naprawdę szczęśliwy.
No,no,no. Tak wiem powtarzam się. No ale co ja mam napisać?
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od strony technicznej. Zauważyłam dwa błędy.Tylko się nie załamuj , są niewielkie ;P
Tak jakoś na początku jest zdanie:
"W końcu to on ten pocałunek[...]"
nie powinno być zainicjował?
No i drugie:
"Nie chciałem mieć już nic wspólnego z krzywdzeniem ludzi, dlatego kiedy zdałem sobie z tego, jak wielkim jestem dla niektórych autorytetem, zapragnąłem uciec."
Chyba powinno być <[...]dlatego kiedy zdałem sonie SPRAWĘ z tego[...]>
Jakoś tak zabrakło mi tego słowa ;P
No a teraz treść...zaskoczyłaś mnie. Nie liczyłam na to , że oni "odwieczni wrogowie" (;D) tak szybko zaakceptują siebie i swoją miłość. Że tak łatwo im będzie wyznać swoje uczucia. No i moja uwaga...rozumiem , że to jest opowiadanie Drarry , ale może przydałaby się jakaś akcja? Bo , przepraszam ,że to mówię ,ale jeśli cały czas czyta się o ich miłości i o tym jacy to oni są wspaniali to robi się to trochę mdłe i nudne.
Lecę czytać kolejny rozdział. Mam nadzieję , że moja krytyka cię nie zrazi i będziesz pisać dalej. Ja wszystko chętnie przeczytam i skomentuję . Ciekawe co jest w następnym.
Tradycyjnie pozdrowionka ,
Twoja wierna fanka Priori
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTam w tym pierwszym błędzie powinno być
Usuń"W końcu to on zainicjowałem ten pocałunek[...]"
Przepraszam za błędy ;<
Priori
Hej,
OdpowiedzUsuńmyślałam, że to Harry przyszedł, ale i tak później przyszedł do Dragonia, chce być z nim na poważnie, s zostawienie dostępu do myśloodsiewni było celowe…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia