piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 7


          Przez pół godziny szukałam tego jednego błędu w 5 rozdziale. Kiedy znalazłam go dopiero przy końcówce myślałam że mnie coś trafi. W każdym razie, dzięki za tę uwagę :) :x

 Przez całe dwa dni znowu wegetowałem na kanapie. Nie żebym się lenił, cały czas ciężko pracowałem. Może nie dosłownie. Kształtowałem swoje wewnętrzne ja. Przecież wracanie do chwili, w której usta Harry'ego musnęły moją skórę jakoś musiało na nie oddziaływać. 
  W końcu dotarło do mnie, że najzwyczajniej w świecie za nim tęsknie. Dlatego, gdy koło południa przed moimi oczami wylądowała kartka z treścią "Przyjdź do mojej restauracji. Harry". Długo się nie zastanawiałem. Trochę się obawiałem, że wyciągam pochopne wnioski, ale nie mogłem się powstrzymać.

  Wyciągnąłem z szafy mój ulubiony, szaroniebieski komplet i poszedłem wziąć długi orzeźwiający prysznic. Gdy już byłem przyszykowany, wziąłem jeszcze ze stolika jabłko i wyszedłem na dwór.
  Zauważyłem, że z dnia na dzień droga do miasta była coraz mniej męcząca. Z przyjemnością oglądałem, już znaną mi naturę, domy czy ludzi. Jednak nie wszyscy byli do mnie pozytywnie nastawieni. Przechodząc przez główną ulice miasta, czułem na sobie karcące spojrzenia mieszkańców. Nie wiedziałem jak je interpretować. Niezrażony negatywną postawą obywateli, dalej szedłem w stronę mojego celu.

  Gdy zobaczyłem w oddali szyld z napisem Rotisserie, zacząłem czuć się niepewnie. Niby nic się takiego nie stało, lecz ten jeden całus aż nadto pobudził moją wyobraźnie. Nawet nie zacząłem nowego rozdziału mojej książki. Zaśmiałem się w duchu. Jakby to coś miało ze sobą wspólnego. 

  Zdenerwowany stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do lokalu. Wszedłem powoli i rozejrzałem się. Nie było w nim zbyt wiele ludzi zważając na to, że większość osób była w pracy.
  Nagle koło mnie pojawił się Jason. Był ubrany w czarne spodnie zwężane u dołu oraz długą beżową bluzkę, której rękawy podwinął. Oczywiście do tego miał przewiązany w pasie biały fartuch. Jak zwykle był uśmiechnięty, a w jego oczach można było dojrzeć wesołe iskierki.

Cześć Draco. Harry już od godziny na Ciebie czeka. Zaczął prowadzić mnie w drugą część restauracji. W tą, gdzie byłem za pierwszym razem.

Cześć przywitałem się. Wiesz o co chodzi Harry'emu?

On Ci to wszystko wyjaśni. Wskazał mi ten sam stolik. Poczekaj tutaj chwilkę, pójdę po szefa powiedział i wyszedł z sali przez boczne drzwi.

  Oprócz mnie w sali przebywały jeszcze dwie osoby. Wysoka blondynka siedziała wraz z dość potężnym szatynem przy dwuosobowym stoliku. Oboje wyglądali poważnie i widać było, że przyszli tu w służbowej sprawie.
  Po kilku chwilach do sali wszedł Potter, trzymając w ręce tace na której były dwa przepysznie wyglądające dania. Pierwszy raz widziałem go w roboczym stroju. Różnił się on od pozostałych. Czarny kolor fartucha podkreślał jego stanowisko, a czerwone dodatki stanowiły ciekawe dopełnienie całości.
  Podszedł spokojnie do stolika owej pary i przez dłuższy czas z nimi rozmawiał. Kobieta wyraźnie była zauroczona Bliznowatym, co niezbyt mi się spodobało. On za to nie protestował, gdy jej dłoń lądowała na jego ramieniu bądź talii. Nawet odpłacał się jej tym samym. Zbiło mnie to z tropu, jego zachowanie znacznie różniło się od tego codziennego.
  W końcu spojrzał w moją stronę. Jego spojrzenie uspokoiło mnie. Było ciepłe, ale i zarówno lekko zmęczone. Mimowolnie uśmiechnąłem się lekko.

Krytycy kulinarni rzucił tylko, gdy podszedł na naszego stolika. To wystarczyło bym zrozumiał jego zachowanie oraz to zmęczenie w oczach. Przepraszam że musiałeś czekać dodał jeszcze zdejmując swój fartuch i przewieszając go na oparciu krzesła.

Przynajmniej będziesz miał dobrą opinie. Wskazałem na brunetkę, która próbowała nawiązać z Harry'm kontakt wzrokowy. Potter zaśmiał się i skinął dłonią na jednego z kelnerów, który czyścił stoliki.

Dwie kawy z mlekiem i niech Jason nam zrobi jakiś deser. Mężczyzna skinął głową i udał się do kuchni.

Mam nadzieje, że nie masz żadnych planów na wieczór.

Nie, nie mam odpowiedziałem. Byłem bardzo przejęty wizją spędzenia tego dnia sam na sam z Harry'm.

To świetnie! Dzisiaj jest finałowy mecz pomiędzy Zjednoczonymi z Puddlemere a Nietoperzami z Ballycastle. Cyrus idzie do swojego kolegi, więc mamy możliwość aby go zobaczyć. Uśmiechnął się. W sumie obejrzenie meczu nie było złą propozycją, jednak liczyłem na coś innego. Niestety, nie mogłem mu na to odpowiedzieć, gdyż wrócił kelner z naszym zamówieniem.

Mam nadzieje że nie masz nic przeciwko spytał lekko zmartwiony.

Nie, pewnie że nie. Chętnie to obejrzę odpowiedziałem.

Ciesze się. Po tych słowach zabraliśmy się do jedzenia. Ciasto okazało się być bardzo dobre. Jeszcze przez pewien czas rozmawialiśmy o mniej istotnych rzeczach, lecz naszą rozmowę zakłócił Jason.

Możemy już iść rzucił również przewieszając swój fartuch kucharski, tym razem o oparcie mojego krzesła.

  Harry wstał i skinieniem dłoni dał mi do zrozumienia abym zrobił to samo. Byłem trochę zagubiony. Potter nie wspominał mi wcześniej, że szatyn do nas dołączy. Bliznowaty chyba to zauważył, gdyż kiedy wychodziliśmy szepnął mi do ucha: Nie obawiaj się, to przyjaciel. Szczerze mówiąc nie o to mi chodziło, lecz dałem temu spokój.
  Całą trójką wsiedliśmy do auta bruneta. Jason usiadł z tyłu co mnie bardzo ucieszyło. Najpierw podjechaliśmy po Cyrusa do szkoły, a potem zawieźliśmy go do jego kolegi. Gdy wyszedł, w samochodzie zapanowała ciężka cisza. Wtem wpadło mi coś do głowy.

Nie mówiłeś, że jesteś czarodziejem zwróciłem się do szatyna. On zachichotał i powiedział:

Nie pytałeś. Poza tym, czy wyglądam na kogoś kto skończył Beauxbatons?

Potrafisz mówić po francusku? Byłem tym szczerze zainteresowany. W młodości sam posługiwałem się tym językiem, gdy wyjeżdżaliśmy na wakacje do rodzinnej posiadłości w pobliży Argy.

Pewnie. Jeszcze potrafię po angielsku, hiszpańsku, portugalsku i węgiersku - powiedział. Musiałem mieć bardzo zdziwioną minę dlatego że zarówno on, jak i Harry parsknęli śmiechem.

Każdy tak reaguje. Podobno moje zachowanie maskuje mój intelekt.

Po prostu nie spodziewałem się.

  Podjechaliśmy pod dom Pottera. Jego wnętrze nie zmieniło się od mojej poprzedniej wizyty. Nadal wszystko było czyste i błyszczące. Na początku poszliśmy do kuchni. Wspólnie wymienialiśmy się poglądami dotyczącymi meczu oraz obu drużyn. Okazało się, że razem z Harry'm kibicujemy Nietoperzom, natomiast Jason był za Zjednoczonymi z Puddlemere. Trochę się o to spieraliśmy we dwoje, podczas gdy Potter robił swoje słynne przekąski. Dodatkowo na stole pojawiło się piwo zastępując ówczesne wino.
  Usiedliśmy wszyscy na kanapie w salonie. Wylądowałem po lewej stronie Harry'ego. Byłem zadowolony z takiego obrotu sprawy. Zwłaszcza, gdy jego dłoń przypadkiem znalazła się na moim kolanie bądź ręce.
  Szatyn włączył telewizor, widać było że czuł się tutaj jak w domu, i ustawił odpowiedni kanał. Zanim zaczęły się mistrzostwa, komentatorzy informowali widzów o składach drużyn, taktyce, historii... Zdołowany sięgnąłem po puszkę z piwem. Nawet wykłady Flitwicka były ciekawsze.
  Przez pierwsze minuty w ogóle nie śledziłem przebiegu gry. Cały ten czas poświęciłem na obserwowanie Bliznowatego. Zauważyłem, że zawsze poprawia włosy lewą ręką, a gdy zdarzyła się jakaś akacja, która nie doszła do skutku, nerwowo przygryzał dolną wargę.
  Widziałem też, że on w ogóle nie pił swojego piwa, jedynie moczył usta, a gdy na ekranie nie działo się nic ciekawego z przyjemnością sięgał po jakąś przekąskę. Spokojnie przeżywał każdą sytuacje. Czasami jedynie się uśmiechał. Diametralnie różnił się od siedzącego obok Jasona, który cały czas komentował przebieg meczu, często doprowadzając mnie do śmiechu.
  Gra była wyrównana. Po dwudziestu minutach było 50:40 dla Nietoperzy, a szukający nadal nie mogli zlokalizować znicza. Cały czas krążyli zdenerwowani nad boiskiem. Obie drużyny co chwile przejmowały kafla i starały się trafić do jednej z bramek, niestety obrońcy byli bardzo dobrze przygotowani w związku z czym rzadko im się to udawało. Pałkarze także bardzo dobrze wykonywali swoją prace. Odbijali nerwowe tłuczki w stronę swoich przeciwników. Żaden z zespołów nie chciał odpuścić.
  Po kolejnych minutach zawodnicy zaczęli się nawzajem faulować. Byli coraz bardziej nieporadni przez poniesione szkody, jednak starali się wykorzystać słabe punkty przeciwników.
  Nagle jeden z szukających ostro zanurkował. Drugi po ogarnięciu całej sytuacji ruszył za nim. Zaczęła się ostra walka. Wykorzystując lekką dezorientacje przeciwników, Nietoperze zdobyli kolejne dwadzieścia punktów. Mało kto jednak to zarejestrował, gdyż wszyscy kibice skupiali się jedynie na zniczu, który pojawił się jakby znikąd. Bawił się z szukającymi. Cały czas niby dawał się złapać, lecz w ostatniej chwili odlatywał dalej. Byłem lekko zdenerwowany, gdyż zawodnik Zjednoczonych był niebezpiecznie blisko wygranej. Jason cieszył się jak dziecko. Cały czas dopingował swojego idola.
  Wtem tłuczek niespodziewanie uderzył zawodnika w ramię, a ten niesiony siłą zderzenia wykonał kilka koziołków i zatrzymał się na boku. Stracił bezpowrotną szanse na zakończenie rozgrywek. Szatyn zawył boleśnie i ze zrezygnowaniem dopił swoje, już trzecie w tym dniu, piwo. Po kilku chwilach mecz zakończył się zwycięstwem Nietoperzy. Uśmiechnąłem się porozumiewawczo do Harry'ego. Jednak zaraz zwijaliśmy się ze śmiechu, gdyż Jason wyglądał komicznie z rozżaloną miną. Jemu za to nie było tak wesoło, prychnął w naszą stronę po czym wyszedł z pokoju. Zaniepokoiliśmy się troszkę, lecz on po paru minutach wrócił niosąc kolejną zgrzewkę piwa. Otworzyliśmy ją z ochotą.
  Kolejną godzinę spędziliśmy na rozmawianiu o quidditchu, szkole Jasona i jeszcze innych rzeczach. Dowiedziałem się o nim naprawdę wiele. Nawet przez chwilę rozmawialiśmy po francusku co nie szło mi najgorzej, chodź wiele słów zapomniałem. W końcu, już nasz, przyjaciel uznał, że musi wracać do domu. Odprowadziliśmy go do drzwi i pomachaliśmy mu na pożegnanie.
  Po jego wyjściu zabraliśmy się za sprzątanie. Przy zbieraniu brudnych naczyń z salonu zaczęło mi szumieć w głowie. Po Potterze jednak nic nie było widać. Zręcznie wszystko kładł na swoich ramionach niczym zawodowy kelner. W końcu uznałem, że ani trochę mu nie pomagam i usadowiłem się na krześle w kuchni.
  Przez cały ten czas obserwowałem krzątającego się Harry'ego. Przyglądanie się jemu niestety było złym pomysłem, gdyż prawie od razu przed oczami pojawiły mi się sceny przedstawiające nas w dość dwuznacznych sytuacjach. Mimowolnie zrobiło mi się gorąco.

Mógłbyś mi dać szklankę wody? spytałem lekko zachrypniętym głosem. Potter od razu podniósł na mnie wzrok.

Źle się czujesz? zapytał troskliwie.

Nie, po prostu słabo mi się zrobiło. 

  Zaniepokojony nalał szybko wody do szklanki i podszedł do mnie. Wziąłem ją do ręki niepewnie i napiłem się. Napój był schłodzony. Przyjemnie podrażnił moje gardło, a rozpalona dotąd głowa przestała być tak uciążliwa.
  Powoli oblizałem swoje wyschnięte usta. Spojrzałem na Harry'ego. Przyglądał mi się z niemałym zainteresowaniem. Podszedł do mnie bliżej i zabrał z mojej dłoni naczynie. Położył swoją dłoń na moje rozgrzane czoło. Jego ręka była zimna, dlatego mruknąłem z zadowolenia. Już się nie kontrolowałem.
  Brunet zaskoczony moją reakcją obrócił swoją dłoń na drugą stronę, bym jeszcze raz mógł poczuć ulgę. Po chwili przysunął się jeszcze bliżej, tak, że mogłem z łatwością poczuć jego zapach, i odgarnął mi włosy z czoła. Rozchyliłem lekko ze zdziwienia usta, czując jego oddech na swojej twarzy. Dmuchnął mi powietrzem w ucho wprawiając mnie w stan otępienia. Pogładził lekko swoim nosem mój policzek wywołując u mnie dziwny ucisk na plecach. Przeklinałem się w duchu, że nic nie mogę zrobić. Byłem oczarowany.
  Kiedy jego usta dotknęły moich, już nie myślałem. Zacisnąłem jedynie pięści na jego koszuli i przyciągnąłem go bliżej. Jedna z jego dłoni wylądowała na moim karku, natomiast druga gładziła delikatnie moje plecy.
  Harry nie czekał długo. Powoli wsunął swój język pomiędzy moje wargi, przygryzając lekko jedną z nich. Wtedy wszystko przestało się dla mnie liczyć. Mimowolnie zacząłem oddawać pocałunki. Po chwili podciągnąłem jego koszulę i wsadziłem pod nią rękę. Delikatnie zacząłem gładzić jego umięśniony brzuch.
  Niespodziewanie brunet cały się spiął i odepchnął mnie.

Nie mogę Draco, przepraszam powiedział szeptem.

  Nawet na niego nie spojrzałem, czując jak do oczu napływają mi łzy. Szybko wyszedłem z jego domu trzaskając drzwiami. Nerwowo zmierzałem do siebie. Nie widziałem za wiele przez spływające po mojej twarzy łzy. Dlaczego to zrobił? Po co dał mi nadzieje, a potem pogrzebał ją w tak okrutny sposób? Nie wiedziałem tego.
  Nie potrafiłem umieścić klucza w drzwiach. Krzyknąłem z bezsilności i zsunąłem się powoli plecami po ścianie. Przez cały czas jedno pytanie, na które nie znałem odpowiedzi, krążyło mi w głowię. Dlaczego Harry?

2 komentarze:

  1. Uwaga,uwaga Priori wreszcie znalazła czas żeby skomentować. No więc- po pierwsze,nie przejmuj się tak błędami,każdemu się zdarzają. Jeśli jednak jeszcze raz jakiś zobaczę to natychmiast Cię o tym powiadomię ;>
    A teraz...powiem tak: lubię jak Harry jest stroną aktywną,tutaj to wyraźnie widać. Ale Draco nie jest przecież jakąś głupią małolatą a dorosłym mężczyzną,a czasami zachowuje się jak ta pierwsza. Piszesz świetnie , naprawdę po prostu to zachowanie trochę mi do Draco nie pasuje...no dobra to cz.1 mojego komentarza , reszta będzie jak przeczytam dalej. I skomentuję na pewno. Mam kilka uwag, ale może nie będą potrzebne.
    Pozdrawiam,Priori ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ciekawi mnie bardzo zachowanie Harrego, lubię jak to on jest stroną aktywną
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń