Jako że moja przygoda z bloggerem się niedawno zaczęła, dopiero wczoraj odkryłam że ktoś to w ogóle komentuje. Priori, mam nadzieje że przebieg tej historii Cie nie zawiedzie :) :x
Przez cały dzień leżałem na kanapie. Mimo, że już w Anglii nie paliłem się do pracy, tu osiągnęło to stan krytyczny. Cały ten czas poświęciłem na rozmyślanie o Harry'm. Nadal nie potrafiłem zrozumieć jak człowiek, który tyle przeszedł w swoim życiu może żyć normalnie. W ogóle po nim nie było widać, że w jego przeszłości wydarzyło się tyle strasznych rzeczy. Z drugiej strony moje życie też nie było usłane różami, lecz Pottera przechodziło wszelkie wyobrażenia.
Z rozmyślań wytrąciło mnie pukanie do drzwi. Wstałem i leniwie się przeciągnąłem. Wolno podreptałem do drzwi. Nie byłem zdziwiony widząc Pottera i Cyrusa. Bliznowaty jak zwykle wyglądał zjawiskowo. Miał na sobie białą koszule oraz czarne proste spodnie. Taki strój idealnie uwydatniał wszystkie jego zalety. Maluch za to, ubrany był w zwykłą luźną koszulkę i dżinsowe spodnie. Dodatkowo w ręce trzymał wiklinowy koszyk. Dopiero wtedy do mnie dotarło jak beznadziejnie wyglądam. Szeroką, pogniecioną koszulkę z jednej strony miałem wepchniętą w dresowe spodnie, z drugiej natomiast luźno opadała wzdłuż mojego ciała. Do tego bose stopy oraz rozczochrane włosy. Wręcz idealnie.
— Dobrze się czujesz Draco? Słabo wyglądasz. — Harry położył swoją dłoń na moim czole, by sprawdzić czy mam gorączkę. Pod tym dotykiem zmiękły mi kolana. Od razu w myślach się za to zganiłem. Zachowywałem się jak nastolatka, w dodatku Puchonka.
— Nic mi nie jest. — Cofnął rękę. — Po prostu nie mogłem zasnąć w nocy i są tego efekty. — Wymyśliłem pierwszą lepszą wymówkę.
— To może zostawię Cyrusa u jakiegoś kolegi. — Potter patrzył na mnie wyraźnie zmartwiony.
— Nie! — zaprzeczyłem szybko. — Chce żeby został, przesiadywanie samemu w domu już mi zaczyna się nudzić.
— Jak wrócę to pomyśle jak Ci wypełnić czas — Uśmiechnął się figlarnie — Będę za niedługo. Nie zamęcz naszego sąsiada — Zwrócił się do malca.
— Nie śpiesz się, chce pokazać Draco okolice. — Cyrus chwycił mnie za rękę. — Ale najpierw musisz się przebrać.
Harry pożegnał się i wyrusz do miasta swoim samochodem. Razem z szatynem jeszcze przez chwilę staliśmy w progu i machaliśmy mu, po czym ja udałem się na górę, a malec bez skrępowania rozwalił się na kanapie, stawiając wcześniej koszyk na stoliku. Po dokładnej pielęgnacji mojego wrażliwego ciała, ubrałem zwiewną koszulkę oraz krótkie spodenki.
— Jesteś głodny? — zapytałem Cyrusa gdy schodziłem po schodach.
— Przecież Ty nie potrafisz gotować — odparł zdziwiony.
— Kanapki to nawet ja nie zniszczę — prychnąłem.
— Wole nie ryzykować — roześmiał się. — Poza tym myślałem o pikniku — wskazał na kosz. — Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko.
— Nie, oczywiście że nie. — Uśmiechnąłem się. — Widziałem Twoje rysunki — zagadnąłem. — Masz talent.
— Dzięki — roześmiał się. — Może pozwolisz mi abym Cię narysował?
— Pewnie. — Cyrus wstał z kanapy i skierował się w stronę drzwi. — Gdzie chcesz mnie zabrać?
— Pokaże Ci moje ulubione miejsce, ale najpierw pójdę do domu po szkicownik i ołówki.
Nie oponowałem, chciałem dowiedzieć się o nim i Harry'm jak najwięcej. Poprawiłem jeszcze włosy, wziąłem koszyk i wyszedłem na zewnątrz.
Lekki wiatr targał moje blond kosmyki, to w jedną, to w drugą stronę. Gdy Cyrus wrócił poprowadził nas jedną z polną dróg, wychodzącą z głównej. Po niespełna dziesięciu minutach odkryłem, że moja orientacja w terenie jest beznadziejna. Cały czas wydawało mi się, że chodzimy w kółko. Jednak maluch wydawał się być bardzo pewny, dlatego wolałem to przemilczeć. Czułem się w jego towarzystwie bardzo swobodnie. Zaczynałem rozumieć intencje Harry'ego. Sam coraz częściej widziałem w nim młodszego brata. Chciałem się jeszcze dowiedzieć, dlaczego Potter odcina Cyrusa od czarodziei. Ułatwiło by im to życie. Dla mnie, osoby która dorastała ze skrzatami jako przyjaciółmi, ojcem który miał świra na punkcie czarnej magii oraz koloniom popleczników Voldemorta w piwnicy, było to troszkę abstrakcyjne.
Kilka minut później wędrowaliśmy przez gęsty las. Promienie słoneczne przerzedzały się przez gałęzie drzew, dając nam odpocząć od codziennego skwaru. Gdzieniegdzie widać było ślady leśnych zwierząt. Czasami były to naprawdę duże okazy. Od razu przypomniała mi się noc spędzona w zakazanym lesie na pierwszym roku. Mimowolnie przeszył mnie ciarki.
Cyrus niestety nie chciał mi powiedzieć dokąd idziemy. Cały czas albo coś opowiadał, albo się śmiał, głównie ze mnie.
Kilka minut później wędrowaliśmy przez gęsty las. Promienie słoneczne przerzedzały się przez gałęzie drzew, dając nam odpocząć od codziennego skwaru. Gdzieniegdzie widać było ślady leśnych zwierząt. Czasami były to naprawdę duże okazy. Od razu przypomniała mi się noc spędzona w zakazanym lesie na pierwszym roku. Mimowolnie przeszył mnie ciarki.
Cyrus niestety nie chciał mi powiedzieć dokąd idziemy. Cały czas albo coś opowiadał, albo się śmiał, głównie ze mnie.
— Daleko jeszcze? — spytałem.
— Odrobinę, nie będziesz żałował.
Nie odezwałem się już. Szliśmy w ciszy. Z biegiem czasu liczba roślin zmniejszała się, dojąc upust soczystej zielonej trawie oraz kwiatom. Aż w końcu, wyszliśmy na skraj lasu.
Znajdowaliśmy się na niewielkiej kolorowej łące. Drzewa otaczały ją z każdej strony stwarzając naturalny mur. Było tu spokojnie, ale także tajemniczo. Panował tu przyjemny półmrok. Cyrus poprowadził mnie do jednego z większych drzew i usiadł pod nim. Po chwili dołączyłem do niego.
— W każdą pierwszą sobotę miesiąca przychodzimy tutaj z Harry'm na cały dzień. To taki nasz mały rytuał. Wtedy nikt nie może kłamać. Od wstąpienia na trawy tego terenu. Oboje mówimy co nas denerwuje, interesuje bądź co ciekawego się działo przez ostatnie kilka dni. Harry mówi, że to miejsce jest magiczne i że przypomina mu jego dzieciństwo. — Popatrzyłem na niego zdziwiony. — Wiem, że tak naprawdę nie jest moim bratem, ale strasznie chciałbym, żeby tak było.
— Nie ważne, że Harry nie jest Twoim biologicznym bratem. Zajmuje się Tobą, martwi się o Ciebie i robi wszystko, żeby wam się dobrze żyło. To więcej niż daje niejeden krewny. — Zasępiłem się lekko przywodząc na myśl moich rodziców.
— Wiem Draco i bardzo to doceniam. Jednak czasami wydaje mi się, że nie jest tutaj szczęśliwy. Często odbiega myślami gdzieś daleko, a ja nie wiem co go trapi. To strasznie mnie denerwuje. Myślałem, że nic się nie zmieni, ale gdy Ty pojawiłeś się w naszym miasteczku, Harry przez cały czas jest wesoły i uśmiechnięty. Dzięki Tobie zapomina o przeszłości, ona bardzo go dręczy. Nigdy nikomu o tym nie wspominałem, ale myślę że on jest przez to samotny. Nie ma z kim porozmawiać o tym co było, dlatego tak to rozpamiętuje. Znaliście się wcześniej, prawda? Chciałbym żebyś z nim to przedyskutował. Wyjaśnił mu, żeby się nie przejmował. Że ma mnie... — głos zaczął mu się załamywać. Nigdy nie wiedziałem co robić w takich momentach. Siedziałem tylko i wpatrywałem się w trawę. Po chwili szepnąłem:
— Nas. — Mały popatrzył na mnie z zaskoczeniem, lecz już po chwili wrócił zwyczajny wiecznie uśmiechnięty Cyrus. Sięgnął do wiklinowego kosza i wyciągnął dwie kanapki z serem oraz butelki z wodą mineralną. Podzieliliśmy się nimi i w ciszy rozmyślaliśmy nad tym wszystkim.
— Opowiedz mi swoją historie Draco — poprosił. A ja, nie zaważają na nic zacząłem opowiadać:
— Od urodzenia mieszkałem w dużej posiadłości w Anglii. Moi rodzice byli bardzo wpływowymi ludźmi. Mieliśmy bardzo dużo pieniędzy, dlatego każdy liczył się z naszym zdaniem. Pewnego dnia mój ojciec spotkał złych ludzi. Bardzo łatwo można było nim manipulować, a moja matka poszłaby za nim wszędzie. Stali się zimni i bezwzględni nic więcej prócz zysków ich nie obchodziło. Nie pamiętam jak było wcześniej, to było tak dawno... — Wychowywały mnie opiekunki, chodź żadna się mną nie przejmowała. Nie miałem im tego za złe, po prostu chciały zarobić. Dorastając z myślą, że zawsze trzeba być opanowanym i bezlitosnym, trafiłem do szkoły. Już od pierwszego dnia zalazłem Harry'emu za skórę. Był taki niewinny i beztroski. Strasznie mu zazdrościłem. Po niedługim czasie przypałętały się do niego dwie osoby. Jedna dziewczyna, bardzo inteligentna i troszkę zarozumiała oraz chłopak, który o dziwo nie był nikim wyjątkowym. Ja natomiast wylądowałem w grupie półgłówków, dosłownie. Coraz bardziej pogłębiałem się w swojej nienawiści. Cały czas patrzyłem jak odnosi kolejne sukcesy, podczas gdy ja mogłem go tylko obserwować. — Gdzieś na czwartym roku ktoś zwrócił mi uwagę, że zaczynam przypominać mojego ojca. Przeraziłem się. Za wszelką cenę chciałem to przerwać. Wtedy pomyślałem o Harry'm. Zwróciłem się do niego o pomoc. Myślałem, że mnie odrzuci, lecz on tylko przytaknął i pomógł mi się odnaleźć. — W końcu mój ojciec umarł, a wraz z nim nieco później matka. Nie przejąłem się tym. Od dawna nie posiadali u mnie statusu człowieka. Patrzyłem na ich zdjęcia i widziałem bezwzględne maszyny. Odstraszało mnie to.— Po ukończeniu szkoły długo szukałem swojego powołania. Natchnął mnie artykuł w codziennej gazecie, który opisywał naszą szkołę. Były tam same bzdury. Wtedy do mnie dotarło, że chciałbym spisać to, co sam przeżyłem i widziałem. Pierwsza książka okazała się być wielkim sukcesem. Z czasem wydawałem kolejne. Powoli zaczynało mnie to męczyć. Co chwila jakieś bankiety, promocje czy spotkania z czytelnikami. Postanowiłem wyjechać. Tak znalazłem się tutaj i nie żałuje swojej decyzji. — Dziwnie się czułem tak go okłamując. Moje życie wyglądało przecież zupełnie inaczej. Jednak co miałem powiedzieć? Rodzice mieli mnie gdzieś, przez pięć lat uganiałem się za psychopatą, który chciał rozwalić cały świat, zabiłem przy tym swojego ojca, prawie popadłem w alkoholizm, gdyby nie moja menadżerka, która kazała mi jechać na tę wieś, a do tego zrzekłem się tak nieodłącznej czarodziejowi rzeczy którą jest magia. Sielanka.
Cyrus bez słowa sięgnął po swój szkicownik oraz ołówki i zaczął coś pośpiesznie rysować. Nie chciałem mu przeszkadzać, więc ułożyłem się wygodnie i zamknąłem oczy. Nie mogłem pozbyć się dziwnego ukłucia w sercu na myśl o przeszłości. To wszystko było tak zagmatwane i trudne. Wtedy z nikim nie dzieliłem się moimi przemyśleniami. Mari uznała, że dlatego jestem tak zamknięty w sobie. Nawet chciała mi zrobić indywidualną terapie. Przez całe dwa tygodnie dawała mi jakieś testy do rozwiązywania tłumacząc, że to dla mojego dobra. Cała Marietta, zawsze zachowywała się tak jakbym był siedmioletnim dzieckiem, na które zawsze trzeba uważać, troszczyć się o nie i zapewniać mu wszelkie standardy. Poniekąd tak się zachowywałem. Dlatego wylądowałem tutaj.
Przetarłem oczy i spojrzałem na nadal pracującego malca. Zaciekawiony przeciągnąłem się leniwie i przysunąłem się bliżej, by zobaczyć efekty. Znacznie uwydatnił moje rysy twarzy, które były spięte. Kilka niesfornych kosmyków opadało mi na przymknięte oczy. Wyglądałem dość abstrakcyjnie, czułem się tak jakbym patrzył na zupełnie inną osobę.
— I jak? Podoba Ci się? — spytał brązowowłosy.
— Muszę przyznać, że jest całkiem dobry — uśmiechnąłem się lekko. — Powinniśmy już wracać, zaraz zacznie się ściemniać.
Maluch przytaknął i zaczął zbierać wszystkie rzeczy do koszyka. Gdy byliśmy w głębi lasu, słońce zniknęło za horyzontem. Atmosfera zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni.
— Zgubiliśmy się — powiedział brązowowłosy, gdy mijaliśmy po raz piąty oberwane z kory drzewo.
Po kilkunastu minut bezsensownej tułaczki byłem przerażony. Wszelkie wspomnienia dotyczące zakazanego lasu wzięły nade mną górę. Wiązało się z nim zbyt wiele tragedii. Podczas wojny, kiedy Voldemort próbował zająć Hogwart znajdował się w nim nasz obóz. Dodatkowo, to tam zabiłem swojego ojca. Nie chciałem do tego wracać.
Cyrus również był poddenerwowany. Za wszelką cenę próbował znaleźć drogę powrotną. W końcu poddaliśmy się i przystanęliśmy przy jednym z drzew.
— Co teraz zrobimy Draco? — mały popatrzył na mnie z nadzieją. Po raz pierwszy żałowałem, że zrzekłem się magii. Mógłbym w tym momencie jednym ruchem różdżki sprowadzić nas do domu.
Zsunąłem się po drzewie na ziemie chowając głowę w dłoniach. Powoli przeczesywałem swoje włosy starając się wymyślić jakieś wyjście z tej sytuacji. Już nic nie miało dla mnie znaczenia. Wszystkie makabryczne sceny pojawiły mi się przed oczami. Zacisnąłem mocno zęby próbując powstrzymać napływające łzy.
— Cyrus! Draco! — Nagle usłyszeliśmy dobiegające od północy nawoływania.
— Harry! — Odkrzyknął maluch i pobiegł w stronę dochodzącego głosu. Ja nie zwróciłem na to uwagi. Czułem się coraz gorzej.
— Draco... — Potter w mig znalazł się przy mnie i zaczął głaskać mnie uspokajająco po plecach. Mimowolnie zadrżałem i skuliłem się jeszcze bardziej. Nie chciałem, aby oglądał mnie w takim stanie.
— To nie wstyd pokazywać swoje uczucia — powiedział to tak miękko, że nie mogłem się powstrzymać i spojrzałem na niego. Uśmiechał się do mnie ciepło, wytarł zasychające łzy na moich policzkach i pomógł mi wstać. Dopiero wtedy zauważyłem, że w jednej ręce trzyma latarkę, a drugą ma zabandażowaną.
— Co Ci się stało? — zapytałem nadal lekko łamiącym się głosem.
— Drobny wypadek podczas krojenia ciasta. Nic takiego. — Szliśmy równym krokiem przez las. Kiedy w końcu trafiliśmy na znaną mi polną drogę odetchnąłem z ulgą. Już całkowicie spokojny przebyłem dalszą drogę. Harry odezwał się dopiero gdy byliśmy paręnaście metrów od domu.
— Pierwsze dwa dni w tym tygodniu mam bardzo napięte, ale może byśmy się wybrali w środę na plażę? Tylko Ty, ja i Cyrus. Co Ty na to? — Patrzył na mnie przenikliwie.
— Chętnie — odpowiedziałem.
Dotarliśmy do jego samochodu i z zaskoczeniem stwierdziłem, że oprócz dziesięciolatka, stał jeszcze przy nim Jason. Ubrany był podobnie do Pottera. Dziwnie wyglądał w eleganckim stroju.
— Hej! — wyszczerzył się i uścisnął moją dłoń na przywitanie.
— Cześć — odpowiedziałem niechętnie. Nie miałem już na nic ochoty. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
— Wsiadajcie do auta. Ja odprowadzę jeszcze Draco. — powiedział Harry.
— Dobranoc. — Pożegnałem się i poszedłem w stronę drzwi szukając kluczy. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku.
— Wszystko dobrze? — Położył dłoń na moim ramieniu. — Jeżeli będziesz chciał porozmawiać, zawsze możesz się do mnie zwrócić.
— Nie dzisiaj Harry. — Opowiedziałem i nie patrząc na niego wyszeptałem ciche "dobranoc" zamknąłem drzwi.
Ja też mam taką nadzieję ;) Jak na początkującego ,to piszesz tak, że zapiera mi dech w piersiach.To śmieję się jak idiotka , że nawet mój pies się na mnie dziwnie patrzy,to zaś napływają mi łzy do oczu. Jesteś świetna. I dzisiaj zauważyłam tylko jedną literówkę zamiast w "swoim" jest w "sowim". To taka mała uwaga ,ale rozdział jak zwykle genialny. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu ;>
OdpowiedzUsuńPo staremu: pozdrowionka i weny ;P
Priori
Ps Nadal zadziwia mnie brak komentarzy chyba trzeba cię gdzieś polecić ;D
Wspaniale prowadzisz tego bloga, podoba mi sie ze wprowadzilas Cyrusa i ten motyw wyprowadzki i wgl. :) zycze weny i pozdrawiam ~Daria
OdpowiedzUsuńŚwietne ! Bardzo podoba mi się to, że blog jest taki spokojny. Moją ulubioną postacią na tym blogu jest chyba Cyrus <3 Nie wiem co mogę jeszcze napisać... Nie znalazłam żadnych błędów co rzadko się zdarza. Opowiadanie jest świetne ! Więc lecę pochłaniać następny rozdział !
OdpowiedzUsuń/Harpia/
Hej,
OdpowiedzUsuńświetny, cudnie pokazujesz tutaj Draco, jako takiego, który ma jednak uczucia..
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia