Natrętne promyki słońca przerwały mój sen. Na granicy świadomości chciałem się przewrócić na drugi bok i spać dalej. Niestety, podłoga miała inne zdanie. Rozmasowując obolałe mięśnie, zaczęły do mnie docierać wczorajsze zdarzenia. Uznałem, że musiałem zasnąć wczoraj, gdy czekałem na Harry'ego. Zauważyłem, że na kanapie leży koc oraz poduszka. Uśmiechnąłem się. Powoli wstałem z podłogi i rozejrzałem się. W sumie niewiele się zmieniło, lecz na stole zamiast jedzenia, dostrzegłem zgiętą kartkę oraz długopis. Na wierzchu papieru, ładną lekko zakrzywioną czcionką, było napisane moje imię. Rozchyliłem karteczkę i zacząłem czytać.
Gdy wróciłem do pokoju już spałeś. Uznałem, że nie ma sensu Cię budzić. (W dodatku tak uroczo wyglądałeś). Okazało się, że będę mieć jutro dużą imprezę w restauracji i musiałem jechać do miasta. Cyrus oczywiście chciał zostać, ale nie mogłem go zostawić na Twojej głowie na cały dzień. W piekarniku zostawiłem Ci śniadanie oraz kawę tak, by nie wystygło. W razie gdybyś chciał się odświeżyć na górze, w moim pokoju jest łazienka. Zostawiłem Ci w niej świeży ręcznik oraz czyste ubrania. Drzwi wejściowe są na zatrzask, więc o to też nie musisz się martwić.
Miłego dnia!
Harry
PS: Jutro wieczorem będę bardzo zajęty. Jako szef kuchni muszę się pojawić na tej uroczystości. Czy mógłbyś zająć się, wtedy Cyrusem? Zostaw odpowiedź na kartce.
Uśmiechnąłem się lekko i wziąłem do ręki długopis. Szybko napisałem zwięzłą, pozytywną odpowiedź i poszedłem do kuchni. Nigdzie nie było widać by ktoś tu jadł śniadanie, czy chociażby się śpieszył. Wszędzie panował ład i porządek.
Podszedłem do włączonej maszyny. Chwilę męczyłem się z wyłączeniem piekarnika, lecz kiedy mi się to udało wyciągnąłem z niego pięknie wyglądające naleśniki. Były pokryte bitą śmietaną, ciemny sosem oraz przeróżnymi owocami. Do tego była też kawa z mlekiem. Poczułem się jak w Hogwarcie. A nawet lepiej, to jedzenie było dużo smaczniejsze o czym przekonałem się nieco później. Przeszukałem szafki oraz szuflady w końcu natrafiając na tą ze sztućcami i wyciągnąłem z niej widelec. Zaniosłem cały posiłek na stół znajdujący się opodal okna, w którym kilka dni temu widziałem Jasona wraz z Bliznowatym.
W całym domu panowała cisza i spokój. Brakowało mi troszkę wiecznie wesołego Cyrusa oraz harmonijnego Pottera. Zacząłem się przyzwyczajać do takiego rozgardiaszu.
Po zjedzeniu śniadania postanowiłem się odświeżyć. Ruszyłem na poszukiwania łazienki. Gdy po piętnastu minutach znalazłem się na pietrze, czekały na mnie kolejne trudności. Otóż Harry nie powiedział mi, gdzie znajduje się jego pokój, dlatego miałem teraz do wyboru troje drzwi. Bez zbędnych ceregieli otworzyłem pierwsze, troszkę oddalone od pozostałych. Zobaczyłem śliczny mały pokoik. Na równoległej ścianie było duże okno wychodzące na wybrzeże, pod którym stało biurko. Po lewej stronie było łóżko, z ładną kolorową pościelą. Po prawej za to, stała szafa oraz komoda z książkami. Całości uroku dodawał zielony dywan. Ogólnie w pomieszczeniu królował pistacjowy kolor. Dostrzegłem, że na stoliku leży dużo kartek. Zainteresowany, podszedłem bliżej i zacząłem przeglądać papiery.
Na każdej pojedynczej stronie znajdowały się przeróżne obrazki. Jedne bardziej, drugie mniej profesjonalne. W większości była to narysowana martwa natura, lecz zdarzały się też portrety czy rysunki budynków. Dodatkowo, na każdej ilustracji, w lewym dolnym rogu, drobnym prostym pismem była napisana data oraz podpis - Cyrus.
Następne kilka minut oglądałem po kolei wszystkie prace. Musiałem przyznać, mały miał spory talent. Zauważyłem też, że parę zostało zrobionych w tym tygodniu. Głównie ilustrowały wybrzeże oraz Rotisserie. Znalazłem też malowidło z moim domem.
Odłożyłem wszystko na miejsce i wyszedłem z pokoju. Szukałem dalej. Kolejne pomieszczenie wyraźnie różniło się od pozostałych. Panowała tutaj ciężka, jakby owiana tajemnicą, atmosfera. Może dlatego, że nie było tu okien, a na ścianach był ciemny, sprawiający wrażenie smutnego, fiolet. Z lewej strony stała półka z wieloma książkami. Z ciekawości podszedłem do niej i zacząłem przeglądać tytuły publikacji. Z zaskoczeniem zauważyłem, że wśród nich są wszystkie moje dotąd wydane powieści. Bardzo mile mnie to połechtało.
Podszedłem potem do biurka stojącego opodal. Oprócz niego w pokoju stał też stolik do kawy, dwuosobowa kanapa oraz komoda.
Kierując się ślizgońskim instynktem otwierałem po kolei wszystkie szuflady. W pierwszej znalazłem notes. Nie było w nim niestety nic interesującego, głównie numery telefonów do sklepów z żywnością bądź partnerów restauracji. W kolejnej były same dokumenty, a w ostatniej, najniższej, były rachunki których nawet nie chciało mi się przeglądać. Nie mogłem odpuścić jeszcze przeszukania komody.
W pierwszej szafce, najmniejszej, leżały przeróżne rzeczy związane z Hogwartem. Między innymi: szalik w gryfońskich kolorach, złoty znicz, podręczniki, a nawet ocenione eseje. Sięgnąłem po jeden z nich. Była to praca na temat eliksiru wiggenowego. Nie zdziwiłem się, że dostał za niego O, takich bzdur dawno nie czytałem.
Odłożyłem ją na miejsce i sięgnąłem do największej gablotki. Była w niej myślodsiewnia. Z poruszenia zapomniałem o tym, że miałem się wykąpać. Rzuciłem się bez wahania w srebrzystobiałe wirujące wspomnienia.
Wylądowałem na środku drogi. Przede mną rozciągała się ulica pełna identycznych domków jednorodzinnych. Kilka przydrożnych latarni oświetlało okolice. Było tu bardzo cicho i spokojnie. Rozejrzałem się dokładnie. Parę metrów dalej po chodniku szedł mały chłopiec. Głowę miał pochyloną, a jego postawa mówiła jednoznacznie, że jest smutny. Miał na sobie za duże, poprzecierane ubrania, tenisówki oraz duże okrągłe okulary, które cały czas zjeżdżały mu z nosa. Chodź nie widziałem jego twarzy, domyśliłem się że patrzę na młodego Pottera. Smętnie przebierał nogami od czasu do czasu wzdychając. Dołączyłem do niego w tej wędrówce.
Gdy zbliżaliśmy się do końca ulicy, zza rogu wyszła grupa chłopców. Byli zdecydowanie więksi od Harry'ego oraz lepiej zbudowani. Największy z nich, najprawdopodobniej ich przywódca, uśmiechnął się wrednie i zaczął iść prosto na chłopca. Bliznowaty był jakby w transie, nie zauważył nawet ich obecności. Po chwili wpadł prosto na lidera, a przez to że tamten był większej postury, czarnowłosy upadł na ziemie. Zakłopotany wydukał przeprosiny i wstał, nadal nie patrząc na osoby przed nim.
— Nie powinieneś być już w domu Potter? — Harry szybko podniósł głowę. W jego oczach pojawił się strach. Zaczął się cofać.
— Dudley — powiedział słabo. Ów chłopak wyszczerzył się jeszcze bardziej.
— Przecież mogło Ci się coś stać, a tego byśmy nie chcieli, prawda chłopcy? — Cała banda wybuchła śmiechem. — Ah... Jak mogłem zapomnieć? — westchnął teatralnie — przecież nasza mała sierotka ma dzisiaj urodziny, a ja nie dałem Ci jeszcze prezentu. — Zielone oczy malca rozszerzyły się.
Po chwili pełnej niepewności Dudley podszedł szybko do Pottera i walnął go pięścią prosto w brzuch. Chłopiec zgiął się i ponownie upadł.
— Wszystkiego najlepszego. — Obraz się rozmazał.
Co chwile pojawiały się tego typu sceny. Za każdym razem czarnowłosy obrywał za najmniejszą błahostkę. Jak nie od Dudleya to od, jak wywnioskowałem, jego rodziców. Potter ze stoickim spokojem wykonywał każde polecenie, nigdy się nie skarżył, nawet kiedy go głodzili. Z coraz większym żalem do siebie oglądałem następne wspomnienia. Jednak po chwili sceneria się zmieniła.
Od razu poznałem miejsce, w którym się znalazłem - Hogwart. Była to jedna z opuszczonych sal lekcyjnych. Pod ścianami było parę krzeseł oraz poprzewracanych stolików. Jednak, oprócz tego w pomieszczeniu znajdowało się coś jeszcze. Było to ogromne lustro, oparte o ścianę w bogato zdobionej złotej ramie. Na szczycie oprawy widniał napis: AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZRAWTĄ WTE IN MAJ IBDO. Nie mogłem dłużej przyglądać się zwierciadle, gdyż do sali wszedł Harry. Jak zwykle jego kruczoczarne włosy były rozczochrane, a okulary miał sklejone taśmą. Ubrany za to był w zwykły szkolny uniform w bordowych kolorach. Potter usiadł przed lustrem i patrzył. Nagle oprócz odbicia chłopca, w tafli pojawili się jacyś ludzie. Byli bardzo do niego podobni, więc uznałem że to musi być ktoś z jego rodziny.
— A więc znów tu wróciłeś, Harry? — Odwróciłem się szybko. Kilka metrów dalej, na jednym ze stolików siedział Dumbledore. Niezauważyłem nawet kiedy wszedł.
— Ja... ja nie zauważyłem pana, panie profesorze.
— To dziwne, jak niewidzialność, popsuła Ci wzrok. — Widać dyrektor miał dobry humor. — Tak, więc i Ty - dodał, zsuwając się zestolika i siadając na podłodze obok Harry'ego — jak setki innych przed Tobą, odkryłeś rozkosze Zwierciadła Ain Eingarp.
— Nie wiedziałem że ono tak się nazywa panie profesorze.
— Ale chyba już wiesz, co ono potrafi?
— No... pokazuje mi moją rodzinę...
— I Twojego przyjaciela Rona jako prymusa.
— Skąd pan wie? — Nie muszę nosić płaszcza, żeby stać się niewidzialnym — powiedział Dumbledore. — No dobrze, ale czy już wiesz, co pokazujenam wszystkim Zwierciadło? — Harry potrząsnął głową.
— Zaraz Ci to wyjaśnię. Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby używać Ain Eingarp jak zwykłego lustra, to znaczy, że mógłby patrzeć w nie i widzieć swoje normalne odbicie. Teraz rozumiesz? — Chłopiec chwilkę się zastanawiał.
— Ono pokazuje nam to, czego pragniemy... czego każdy z nas chce...
— Tak i nie — odpowiedział profesor. — Pokazuje nam ni mniej, ni więcej, tylko najgłębsze, najbardziej utęsknione pragnienie naszego serca. Ty, który nigdy nie znałeś swojej rodziny, widzisz ja całą, stojącą wokół Ciebie. Ronald Weasley, który zawsze był w cieniu swoich braci, widzi tylko siebie, ale jako najlepszego z nich wszystkich. To lustro nie dostarcza nam jednak ani wiedzy, ani prawdy. Ludzie tracą przed nim czas, oczarowani tym, co widzą, albo nawet wpadają w szaleństwo, nie wiedząc, czy to, co widzą w zwierciadle, jest prawdziwe lub choćby możliwe.
— Jutro zwierciadło zostanie przeniesione, Harry, a ja proszę Cię, żebyś już go nie szukał. Jeśli kiedykolwiek na nie się natkniesz,zostałeś ostrzeżony. Pamiętaj: naprawdę niczego nie daję pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu. — Harry wstał.
Kolejne wspomnienia były mi bardziej znajome. Gdy widziałem jak razem z Harry'm wędrowaliśmy przez zakazany las, albo gdy co rok zażarcie walczył z Voldemortem, coś ukuło mnie w serce. Mimo, że Potter nie miał lekko, to ja swoim zachowaniem dokładałem mu zmartwień. Pojawiło się wiele obrazów bezradnego Bliznowatego, który siedział na parapecie w swoim dormitorium. Czasami mówił coś do siebie, rzadziej z oczu płynęły mu łzy. Na piątym roku, po zdarzeniach z turnieju trójmagicznego, zaczął przesiadywać na dachu wieży astronomicznej. W tamtym czasie nadal byłem ślepo wpatrzony w ojca. Jednak po akcji w ministerstwie szybko się to zmieniło. Najciekawsze z tych wszystkich sytuacji były kłótnie. Szczególnie wtedy, gdy Weasley wychodził na kompletnego kretyna. Potem niestety nie było już tak wesoło. Obrazy bitew, porwań czy innych manewrów były mi bardzo dobrze znane. Wiedziałem, że to tylko retrospekcje, ale i tak, nie mogłem pozbyć się strachu i nutki adrenaliny.
Jednak najbardziej zainteresowało mnie wspomnienie, które miało miejsce kilka dni po ostatecznej walce.
Ostatnie niedobitki śmierciożerców mściły się za klęskę ich pana i niszczyły jakieś małe wioski. Harry razem z kilkoma aurorami pojawili się jakby znikąd podczas jednej z takich akcji. Płomienie ognia rozświetlały ciemne niebo. Po kilku sprawnych ruchach różdżką, większa część została ugaszona.
Nagle, ze środka jednego z domów dobiegł krzyk. Potter od razu pobiegł w tamtą stronę. Dookoła było pełno dymu i już dość ubrudzony Bliznowaty zaczął kaszleć. Jego ubranie nie było w najlepszym stanie. Mimo ugaszenia żaru, nadal pozostawała możliwość zawalenia się budynku. Czarnowłosy płynnym manewrem znalazł się w środku. Wylądował w zniszczonym salonie. Był urządzony po domowemu. Na ścianach było dużo zdjęć, na kanapie i fotelach leżały bawełniane podkładki, a na stoliku leżał jakiś stary album. Większość z tych rzeczy już się nie będzie dało odzyskać.
Do bruneta dotarł odgłos płaczu. Znalazłszy się w skromnej kuchni, dojrzał skuloną postać pod małym, drewnianym stole. Był to młody, brązowowłosy chłopiec. Patrzył na Harry'ego ze strachem w oczach.
— Nie bój się — powiedział. — Pomogę Ci.
Chłopiec niepewnie wyszedł z pod mebla i rzucił się Potterowi na szyję.
— Zawalił się strych — wyjąkał przez łzy maluch. — Moi rodzice nie zdążyli...
Gdy zobaczyłem go całego, w głowie pojawiła mi się jedna osoba - Cyrus.
Kolejne wspomnienie, tym razem znajdowałem się w Dziurawym Kotle. Przy jednym ze stolików siedziała Granger oraz Weasleyówna wraz z jej najmłodszym bratem. W lokalu był duży ruch. Kilka osób siedziało przy barze, wesoło gawędząc z uwijającym się Tomem. Natomiast reszta zajmowała się swoimi sprawami.
Wtem do środka wszedł Bliznowaty. Miał na sobie długie dżinsowe spodnie oraz białą koszule z podwiniętymi rękawami. Na lewym przedramieniu miał opatrunek, więc musiało się to wydarzyć parę miesięcy po ostatnich walkach. Powoli, ze stoickim spokojem podszedł do stolika, gdzie siedzieli jego przyjaciele.
— Cześć — przywitał się i usiadł koło Hermiony.
— Nareszcie jesteś! — dziewczyna przytuliła się do niego. — Jak się czujesz?
— Całkiem nieźle — uśmiechnął się lekko. — A co u Was?
— Ron przeprowadza się z Hermioną do ich nowego mieszkania — powiedziała Ginny. Rudzielec spuścił wzrok i zarumienił się.
— Najwyższy czas — odpowiedział jej Potter. — Też mam zamiar wyprowadzić się z Grimmauld place.
— Harry, nie wiedziałem, że tak poważnie myślisz o przyszłości — zagadnął go Ron, na co jego siostra zarumieniła się jeszcze bardziej niż on chwilę temu.
Wolałem nie wiedzieć co sobie wyobrażała. Że niby zamieszka z czarnowłosym w wielkiej przesłodzonej willi i będzie niańczyć trójkę dzieci, podczas gdy Potter będzie pracować? Niedoczekanie.
— Jasne. Myślałem o jakimś małym domku na wsi. Tak żeby było cicho i spokojnie.
— Ale jak to? Przecież ja właśnie zaczęłam nową prace i nie chce jej stracić! — wypaliła Ginny.
— Co to ma z tym wspólnego? — zapytał zielonooki.
— Jak się przeprowadzimy, to trudniej będzie się komunikować. Wszelkie treningi czy informacje będą niedostępne. Jak Ty sobie to nasze życie wyobrażasz? — Harry w lekkim szoku przyglądał się rudowłosej.
— Ginny, my nie możemy być razem — powiedział.
Wszystkie trzy pary oczy spoczęły na nim. Granger nie wyglądała na zaskoczoną, jednak rodzeństwo było wstrząśnięte jego oświadczeniem.
— Jak to? — wyjąkała Weasleyówna, której oczy zaszły mgłą.
— Jesteś świetną dziewczyną, ale nie mogę z Tobą być. Już od dawna chciałem Wam to powiedzieć, jednak nigdy nie było dobrej okazji... — Bliznowaty wstrzymał oddech i powiedział cicho — jestem gejem.
To był niezapomniany widok. Ginny co chwilę otwierała i zamykała usta, jakby nie wiedziała co powiedzieć. Weasley zacisnął pięści tak mocno, że aż mu knykcie pojaśniały. Jedyna Hermiona się tym nie przejęła. Nie zdziwiłem się. Może i była córką mugoli, ale jednak posiadała duże zaplecze wiedzy oraz inteligencji. Po chwili młodsza dziewczyna wybiegła z baru. Łzy szybko spływały jej po policzkach. Jej brat poszedł za nią rzucając jedynie pełne żalu zdanie:
— Jak mogłeś ? — Potter jedynie uśmiechnął się smutno.
—Mogło być gorzej — powiedział.
— Harry, nie przejmuj się! Wszystko się ułoży, zobaczysz. Zrozumieją. — Brązowowłosa zaczęła pieszczotliwie głaskać go po plecach.
— Oboje wiemy, że nie będzie — odrzekł surowo. — Zabieram Cyrusa i wyjeżdżam. Nic już tego nie zmieni.
Wróciłem do pokoju czarnowłosego. Starałem się poukładać te wszystkie informacje. Wiedziałem już zrujnowane bardzo miał życie. Nawet jego najbliżsi przyjaciele go olali. Chociaż dla mnie nie było to takie złe. Dodatkowo dowiedziałem się, że nie jest zainteresowany kobietami co otwiera mi furtkę do nowych możliwości. Z mętlikiem w głowie postanowiłem pójść do domu i rozpatrzyć to wszystko na spokojnie.
Gdy wróciłem do pokoju już spałeś. Uznałem, że nie ma sensu Cię budzić. (W dodatku tak uroczo wyglądałeś). Okazało się, że będę mieć jutro dużą imprezę w restauracji i musiałem jechać do miasta. Cyrus oczywiście chciał zostać, ale nie mogłem go zostawić na Twojej głowie na cały dzień. W piekarniku zostawiłem Ci śniadanie oraz kawę tak, by nie wystygło. W razie gdybyś chciał się odświeżyć na górze, w moim pokoju jest łazienka. Zostawiłem Ci w niej świeży ręcznik oraz czyste ubrania. Drzwi wejściowe są na zatrzask, więc o to też nie musisz się martwić.
Miłego dnia!
Harry
PS: Jutro wieczorem będę bardzo zajęty. Jako szef kuchni muszę się pojawić na tej uroczystości. Czy mógłbyś zająć się, wtedy Cyrusem? Zostaw odpowiedź na kartce.
Uśmiechnąłem się lekko i wziąłem do ręki długopis. Szybko napisałem zwięzłą, pozytywną odpowiedź i poszedłem do kuchni. Nigdzie nie było widać by ktoś tu jadł śniadanie, czy chociażby się śpieszył. Wszędzie panował ład i porządek.
Podszedłem do włączonej maszyny. Chwilę męczyłem się z wyłączeniem piekarnika, lecz kiedy mi się to udało wyciągnąłem z niego pięknie wyglądające naleśniki. Były pokryte bitą śmietaną, ciemny sosem oraz przeróżnymi owocami. Do tego była też kawa z mlekiem. Poczułem się jak w Hogwarcie. A nawet lepiej, to jedzenie było dużo smaczniejsze o czym przekonałem się nieco później. Przeszukałem szafki oraz szuflady w końcu natrafiając na tą ze sztućcami i wyciągnąłem z niej widelec. Zaniosłem cały posiłek na stół znajdujący się opodal okna, w którym kilka dni temu widziałem Jasona wraz z Bliznowatym.
W całym domu panowała cisza i spokój. Brakowało mi troszkę wiecznie wesołego Cyrusa oraz harmonijnego Pottera. Zacząłem się przyzwyczajać do takiego rozgardiaszu.
Po zjedzeniu śniadania postanowiłem się odświeżyć. Ruszyłem na poszukiwania łazienki. Gdy po piętnastu minutach znalazłem się na pietrze, czekały na mnie kolejne trudności. Otóż Harry nie powiedział mi, gdzie znajduje się jego pokój, dlatego miałem teraz do wyboru troje drzwi. Bez zbędnych ceregieli otworzyłem pierwsze, troszkę oddalone od pozostałych. Zobaczyłem śliczny mały pokoik. Na równoległej ścianie było duże okno wychodzące na wybrzeże, pod którym stało biurko. Po lewej stronie było łóżko, z ładną kolorową pościelą. Po prawej za to, stała szafa oraz komoda z książkami. Całości uroku dodawał zielony dywan. Ogólnie w pomieszczeniu królował pistacjowy kolor. Dostrzegłem, że na stoliku leży dużo kartek. Zainteresowany, podszedłem bliżej i zacząłem przeglądać papiery.
Na każdej pojedynczej stronie znajdowały się przeróżne obrazki. Jedne bardziej, drugie mniej profesjonalne. W większości była to narysowana martwa natura, lecz zdarzały się też portrety czy rysunki budynków. Dodatkowo, na każdej ilustracji, w lewym dolnym rogu, drobnym prostym pismem była napisana data oraz podpis - Cyrus.
Następne kilka minut oglądałem po kolei wszystkie prace. Musiałem przyznać, mały miał spory talent. Zauważyłem też, że parę zostało zrobionych w tym tygodniu. Głównie ilustrowały wybrzeże oraz Rotisserie. Znalazłem też malowidło z moim domem.
Odłożyłem wszystko na miejsce i wyszedłem z pokoju. Szukałem dalej. Kolejne pomieszczenie wyraźnie różniło się od pozostałych. Panowała tutaj ciężka, jakby owiana tajemnicą, atmosfera. Może dlatego, że nie było tu okien, a na ścianach był ciemny, sprawiający wrażenie smutnego, fiolet. Z lewej strony stała półka z wieloma książkami. Z ciekawości podszedłem do niej i zacząłem przeglądać tytuły publikacji. Z zaskoczeniem zauważyłem, że wśród nich są wszystkie moje dotąd wydane powieści. Bardzo mile mnie to połechtało.
Podszedłem potem do biurka stojącego opodal. Oprócz niego w pokoju stał też stolik do kawy, dwuosobowa kanapa oraz komoda.
Kierując się ślizgońskim instynktem otwierałem po kolei wszystkie szuflady. W pierwszej znalazłem notes. Nie było w nim niestety nic interesującego, głównie numery telefonów do sklepów z żywnością bądź partnerów restauracji. W kolejnej były same dokumenty, a w ostatniej, najniższej, były rachunki których nawet nie chciało mi się przeglądać. Nie mogłem odpuścić jeszcze przeszukania komody.
W pierwszej szafce, najmniejszej, leżały przeróżne rzeczy związane z Hogwartem. Między innymi: szalik w gryfońskich kolorach, złoty znicz, podręczniki, a nawet ocenione eseje. Sięgnąłem po jeden z nich. Była to praca na temat eliksiru wiggenowego. Nie zdziwiłem się, że dostał za niego O, takich bzdur dawno nie czytałem.
Odłożyłem ją na miejsce i sięgnąłem do największej gablotki. Była w niej myślodsiewnia. Z poruszenia zapomniałem o tym, że miałem się wykąpać. Rzuciłem się bez wahania w srebrzystobiałe wirujące wspomnienia.
Wylądowałem na środku drogi. Przede mną rozciągała się ulica pełna identycznych domków jednorodzinnych. Kilka przydrożnych latarni oświetlało okolice. Było tu bardzo cicho i spokojnie. Rozejrzałem się dokładnie. Parę metrów dalej po chodniku szedł mały chłopiec. Głowę miał pochyloną, a jego postawa mówiła jednoznacznie, że jest smutny. Miał na sobie za duże, poprzecierane ubrania, tenisówki oraz duże okrągłe okulary, które cały czas zjeżdżały mu z nosa. Chodź nie widziałem jego twarzy, domyśliłem się że patrzę na młodego Pottera. Smętnie przebierał nogami od czasu do czasu wzdychając. Dołączyłem do niego w tej wędrówce.
Gdy zbliżaliśmy się do końca ulicy, zza rogu wyszła grupa chłopców. Byli zdecydowanie więksi od Harry'ego oraz lepiej zbudowani. Największy z nich, najprawdopodobniej ich przywódca, uśmiechnął się wrednie i zaczął iść prosto na chłopca. Bliznowaty był jakby w transie, nie zauważył nawet ich obecności. Po chwili wpadł prosto na lidera, a przez to że tamten był większej postury, czarnowłosy upadł na ziemie. Zakłopotany wydukał przeprosiny i wstał, nadal nie patrząc na osoby przed nim.
— Nie powinieneś być już w domu Potter? — Harry szybko podniósł głowę. W jego oczach pojawił się strach. Zaczął się cofać.
— Dudley — powiedział słabo. Ów chłopak wyszczerzył się jeszcze bardziej.
— Przecież mogło Ci się coś stać, a tego byśmy nie chcieli, prawda chłopcy? — Cała banda wybuchła śmiechem. — Ah... Jak mogłem zapomnieć? — westchnął teatralnie — przecież nasza mała sierotka ma dzisiaj urodziny, a ja nie dałem Ci jeszcze prezentu. — Zielone oczy malca rozszerzyły się.
Po chwili pełnej niepewności Dudley podszedł szybko do Pottera i walnął go pięścią prosto w brzuch. Chłopiec zgiął się i ponownie upadł.
— Wszystkiego najlepszego. — Obraz się rozmazał.
Co chwile pojawiały się tego typu sceny. Za każdym razem czarnowłosy obrywał za najmniejszą błahostkę. Jak nie od Dudleya to od, jak wywnioskowałem, jego rodziców. Potter ze stoickim spokojem wykonywał każde polecenie, nigdy się nie skarżył, nawet kiedy go głodzili. Z coraz większym żalem do siebie oglądałem następne wspomnienia. Jednak po chwili sceneria się zmieniła.
Od razu poznałem miejsce, w którym się znalazłem - Hogwart. Była to jedna z opuszczonych sal lekcyjnych. Pod ścianami było parę krzeseł oraz poprzewracanych stolików. Jednak, oprócz tego w pomieszczeniu znajdowało się coś jeszcze. Było to ogromne lustro, oparte o ścianę w bogato zdobionej złotej ramie. Na szczycie oprawy widniał napis: AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZRAWTĄ WTE IN MAJ IBDO. Nie mogłem dłużej przyglądać się zwierciadle, gdyż do sali wszedł Harry. Jak zwykle jego kruczoczarne włosy były rozczochrane, a okulary miał sklejone taśmą. Ubrany za to był w zwykły szkolny uniform w bordowych kolorach. Potter usiadł przed lustrem i patrzył. Nagle oprócz odbicia chłopca, w tafli pojawili się jacyś ludzie. Byli bardzo do niego podobni, więc uznałem że to musi być ktoś z jego rodziny.
— A więc znów tu wróciłeś, Harry? — Odwróciłem się szybko. Kilka metrów dalej, na jednym ze stolików siedział Dumbledore. Niezauważyłem nawet kiedy wszedł.
— Ja... ja nie zauważyłem pana, panie profesorze.
— To dziwne, jak niewidzialność, popsuła Ci wzrok. — Widać dyrektor miał dobry humor. — Tak, więc i Ty - dodał, zsuwając się zestolika i siadając na podłodze obok Harry'ego — jak setki innych przed Tobą, odkryłeś rozkosze Zwierciadła Ain Eingarp.
— Nie wiedziałem że ono tak się nazywa panie profesorze.
— Ale chyba już wiesz, co ono potrafi?
— No... pokazuje mi moją rodzinę...
— I Twojego przyjaciela Rona jako prymusa.
— Skąd pan wie? — Nie muszę nosić płaszcza, żeby stać się niewidzialnym — powiedział Dumbledore. — No dobrze, ale czy już wiesz, co pokazujenam wszystkim Zwierciadło? — Harry potrząsnął głową.
— Zaraz Ci to wyjaśnię. Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby używać Ain Eingarp jak zwykłego lustra, to znaczy, że mógłby patrzeć w nie i widzieć swoje normalne odbicie. Teraz rozumiesz? — Chłopiec chwilkę się zastanawiał.
— Ono pokazuje nam to, czego pragniemy... czego każdy z nas chce...
— Tak i nie — odpowiedział profesor. — Pokazuje nam ni mniej, ni więcej, tylko najgłębsze, najbardziej utęsknione pragnienie naszego serca. Ty, który nigdy nie znałeś swojej rodziny, widzisz ja całą, stojącą wokół Ciebie. Ronald Weasley, który zawsze był w cieniu swoich braci, widzi tylko siebie, ale jako najlepszego z nich wszystkich. To lustro nie dostarcza nam jednak ani wiedzy, ani prawdy. Ludzie tracą przed nim czas, oczarowani tym, co widzą, albo nawet wpadają w szaleństwo, nie wiedząc, czy to, co widzą w zwierciadle, jest prawdziwe lub choćby możliwe.
— Jutro zwierciadło zostanie przeniesione, Harry, a ja proszę Cię, żebyś już go nie szukał. Jeśli kiedykolwiek na nie się natkniesz,zostałeś ostrzeżony. Pamiętaj: naprawdę niczego nie daję pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu. — Harry wstał.
Kolejne wspomnienia były mi bardziej znajome. Gdy widziałem jak razem z Harry'm wędrowaliśmy przez zakazany las, albo gdy co rok zażarcie walczył z Voldemortem, coś ukuło mnie w serce. Mimo, że Potter nie miał lekko, to ja swoim zachowaniem dokładałem mu zmartwień. Pojawiło się wiele obrazów bezradnego Bliznowatego, który siedział na parapecie w swoim dormitorium. Czasami mówił coś do siebie, rzadziej z oczu płynęły mu łzy. Na piątym roku, po zdarzeniach z turnieju trójmagicznego, zaczął przesiadywać na dachu wieży astronomicznej. W tamtym czasie nadal byłem ślepo wpatrzony w ojca. Jednak po akcji w ministerstwie szybko się to zmieniło. Najciekawsze z tych wszystkich sytuacji były kłótnie. Szczególnie wtedy, gdy Weasley wychodził na kompletnego kretyna. Potem niestety nie było już tak wesoło. Obrazy bitew, porwań czy innych manewrów były mi bardzo dobrze znane. Wiedziałem, że to tylko retrospekcje, ale i tak, nie mogłem pozbyć się strachu i nutki adrenaliny.
Jednak najbardziej zainteresowało mnie wspomnienie, które miało miejsce kilka dni po ostatecznej walce.
Ostatnie niedobitki śmierciożerców mściły się za klęskę ich pana i niszczyły jakieś małe wioski. Harry razem z kilkoma aurorami pojawili się jakby znikąd podczas jednej z takich akcji. Płomienie ognia rozświetlały ciemne niebo. Po kilku sprawnych ruchach różdżką, większa część została ugaszona.
Nagle, ze środka jednego z domów dobiegł krzyk. Potter od razu pobiegł w tamtą stronę. Dookoła było pełno dymu i już dość ubrudzony Bliznowaty zaczął kaszleć. Jego ubranie nie było w najlepszym stanie. Mimo ugaszenia żaru, nadal pozostawała możliwość zawalenia się budynku. Czarnowłosy płynnym manewrem znalazł się w środku. Wylądował w zniszczonym salonie. Był urządzony po domowemu. Na ścianach było dużo zdjęć, na kanapie i fotelach leżały bawełniane podkładki, a na stoliku leżał jakiś stary album. Większość z tych rzeczy już się nie będzie dało odzyskać.
Do bruneta dotarł odgłos płaczu. Znalazłszy się w skromnej kuchni, dojrzał skuloną postać pod małym, drewnianym stole. Był to młody, brązowowłosy chłopiec. Patrzył na Harry'ego ze strachem w oczach.
— Nie bój się — powiedział. — Pomogę Ci.
Chłopiec niepewnie wyszedł z pod mebla i rzucił się Potterowi na szyję.
— Zawalił się strych — wyjąkał przez łzy maluch. — Moi rodzice nie zdążyli...
Gdy zobaczyłem go całego, w głowie pojawiła mi się jedna osoba - Cyrus.
Kolejne wspomnienie, tym razem znajdowałem się w Dziurawym Kotle. Przy jednym ze stolików siedziała Granger oraz Weasleyówna wraz z jej najmłodszym bratem. W lokalu był duży ruch. Kilka osób siedziało przy barze, wesoło gawędząc z uwijającym się Tomem. Natomiast reszta zajmowała się swoimi sprawami.
Wtem do środka wszedł Bliznowaty. Miał na sobie długie dżinsowe spodnie oraz białą koszule z podwiniętymi rękawami. Na lewym przedramieniu miał opatrunek, więc musiało się to wydarzyć parę miesięcy po ostatnich walkach. Powoli, ze stoickim spokojem podszedł do stolika, gdzie siedzieli jego przyjaciele.
— Cześć — przywitał się i usiadł koło Hermiony.
— Nareszcie jesteś! — dziewczyna przytuliła się do niego. — Jak się czujesz?
— Całkiem nieźle — uśmiechnął się lekko. — A co u Was?
— Ron przeprowadza się z Hermioną do ich nowego mieszkania — powiedziała Ginny. Rudzielec spuścił wzrok i zarumienił się.
— Najwyższy czas — odpowiedział jej Potter. — Też mam zamiar wyprowadzić się z Grimmauld place.
— Harry, nie wiedziałem, że tak poważnie myślisz o przyszłości — zagadnął go Ron, na co jego siostra zarumieniła się jeszcze bardziej niż on chwilę temu.
Wolałem nie wiedzieć co sobie wyobrażała. Że niby zamieszka z czarnowłosym w wielkiej przesłodzonej willi i będzie niańczyć trójkę dzieci, podczas gdy Potter będzie pracować? Niedoczekanie.
— Jasne. Myślałem o jakimś małym domku na wsi. Tak żeby było cicho i spokojnie.
— Ale jak to? Przecież ja właśnie zaczęłam nową prace i nie chce jej stracić! — wypaliła Ginny.
— Co to ma z tym wspólnego? — zapytał zielonooki.
— Jak się przeprowadzimy, to trudniej będzie się komunikować. Wszelkie treningi czy informacje będą niedostępne. Jak Ty sobie to nasze życie wyobrażasz? — Harry w lekkim szoku przyglądał się rudowłosej.
— Ginny, my nie możemy być razem — powiedział.
Wszystkie trzy pary oczy spoczęły na nim. Granger nie wyglądała na zaskoczoną, jednak rodzeństwo było wstrząśnięte jego oświadczeniem.
— Jak to? — wyjąkała Weasleyówna, której oczy zaszły mgłą.
— Jesteś świetną dziewczyną, ale nie mogę z Tobą być. Już od dawna chciałem Wam to powiedzieć, jednak nigdy nie było dobrej okazji... — Bliznowaty wstrzymał oddech i powiedział cicho — jestem gejem.
To był niezapomniany widok. Ginny co chwilę otwierała i zamykała usta, jakby nie wiedziała co powiedzieć. Weasley zacisnął pięści tak mocno, że aż mu knykcie pojaśniały. Jedyna Hermiona się tym nie przejęła. Nie zdziwiłem się. Może i była córką mugoli, ale jednak posiadała duże zaplecze wiedzy oraz inteligencji. Po chwili młodsza dziewczyna wybiegła z baru. Łzy szybko spływały jej po policzkach. Jej brat poszedł za nią rzucając jedynie pełne żalu zdanie:
— Jak mogłeś ? — Potter jedynie uśmiechnął się smutno.
—Mogło być gorzej — powiedział.
— Harry, nie przejmuj się! Wszystko się ułoży, zobaczysz. Zrozumieją. — Brązowowłosa zaczęła pieszczotliwie głaskać go po plecach.
— Oboje wiemy, że nie będzie — odrzekł surowo. — Zabieram Cyrusa i wyjeżdżam. Nic już tego nie zmieni.
Wróciłem do pokoju czarnowłosego. Starałem się poukładać te wszystkie informacje. Wiedziałem już zrujnowane bardzo miał życie. Nawet jego najbliżsi przyjaciele go olali. Chociaż dla mnie nie było to takie złe. Dodatkowo dowiedziałem się, że nie jest zainteresowany kobietami co otwiera mi furtkę do nowych możliwości. Z mętlikiem w głowie postanowiłem pójść do domu i rozpatrzyć to wszystko na spokojnie.
No,no,no ;) Nawet nie wiesz jak się cieszę , że pojawiła się NN. Jestem Ci niezmiernie wdzięczna. Rozdział jak zwykle świetny żeby nie powiedzieć zajebisty ;D I naprawdę nie rozumiem jak może tu nie być żadnych komentarzy. Jestem urzeczona i oczekuję z bijącym sercem kolejnych dziejów bohaterów.
OdpowiedzUsuńPozrowionka i tradycyjnie dużo weny
Priori ;>
Fajnie, fajnie, nie ma to tak myślodlewnia, co nie ? Bardzo mi się spodobał ten pomysł. Cieszę że Draco dowiedział się więcej o Harrym. A ten moment gdy Harry mówi że jest gejem i te całe nowe możliwości... Hy Hy. Ciekawa jestem jak to dalej będzie, więc zmykam czytać dalej !
OdpowiedzUsuń/Harpia/
Hej,
OdpowiedzUsuńDraco zobaczył całą-przeszłość , dowiedział się, że ten nie miał łatwego życia, och bardzo się ucieszył, że jest gejem…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia