Każdy pokój w Malfoy Manor zachwycał swoim przepychem i klasą. Już na pierwszy rzut oka widać było, że mieszkający tu ludzie stoją wysoko w społecznej hierarchii. Jednak, mimo to, że ów pałac olśniewał wszystkich tych, co przekroczyli jego progi, oni nigdy już do niego nie wracali. Posiadłość ta zniechęcała nawet najbardziej ciekawskich ludzi. Tajemnica i groza uśpiona w tym miejscu, służyła teraz za przestroge dla niegrzecznych dzieci, a ludzie powiązani z Malfoyem, zachowywali nader wielki dystans. Nie było już wystawnych bankietów, czy podwieczorków dla ministra magii. Cały okolica była w letargu. Została tylko cisza i smutek.
Odgłos stawianych szybko kroków, przeszył korytarz. Dwudziestojednoletni młodzieniec szedł do jedynego pokoju różniącego się znacznie od innych. Znalazłszy się przy drzwiach, otworzył je z cichym skrzypnięciem. Było to bardzo małe miejsce, z jednym oknem na równoległej do drzwi ścianie oraz widokiem na pobliskie jezioro. Ściany były koloru szmaragdowego, a podłogę zdobiło ciemne drewno. Po lewej stronie od okna stało łóżko, po prawej zaś hebanowe biurko, na którym leżał laptop. Była to jedyna wartościowa rzecz w pokoju. Oprócz tego, po prawej stronie od drzwi wejściowych, znajdowały się dwa przejścia. Jedno prowadziło do łazienki, drugie do garderoby.
Chłopak wszedł do środka i powoli ściągnął elegancką marynarkę. Rzucił ją niedbale na łóżko, po czym poszedł prosto do łazienki. W środku porzucił resztę ubrań i wszedł pod prysznic. Zimna jak lód woda spływała po jego bladym ciele. Odchylił głowę do góry tak, by krople spadały prosto na jego twarz.
Gdy jego skóra zaczęła przybierać siną barwę, wyszedł spod wody i osuszył się zielonym, bawełnianym ręcznikiem. Obwiązał go wokół bioder i podszedł do umywalki. Spojrzał krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Blond kosmyki spadały mu lekko na zmęczoną twarz. Cienie pod jego oczami dosadnie mówił, że ten człowiek nie spał od przynajmniej dwóch dni. Zmienił się. Nie posiadał już tego charakterystycznego, dla jego rodziny, zacięcia. Porzucił swój zawsze złośliwy uśmiech, który zastąpiła uprzejma obojętność. Tylko jego oczy pozostawały takie same. Ciemna szarość na obwodzie, przechodziła w coraz to łagodniejsze odcienie przy środku. Nadal skrywały tajemnice, tą samą co Malfoy Manor. Tajemnice mroczną i pełną ofiar.
Mężczyzna przetarł ręką oczy po czym westchnął i wrócił do pokoju. Z pod łóżka wyciągnął kufer, średniego rozmiaru, i postawił go na łóżku. Zrzucił mokry ręcznik z siebie i poszedł do garderoby, po niezbędne rzeczy. Ubrał czarne, idealnie dopasowane spodnie, a do tego luźny, ciepły zielony sweter. Zabrał ze sobą na zapas kilka ubrań, które wpakował później do skrzyni. Wziął jeszcze komputer, leżący na biurku oraz przybory toaletowe i zamknął kufer. Używając zaklęcia niewerbalnego zmniejszył go i wsadził do kieszeni czarnego, długiego płaszcza, który założył. Ostatni raz spojrzał na to miejsce. Spędził tu wiele dni oraz wiele nocy. W przeciągu ostatnich czterech lat przebywał więcej w swoim rodzinnym domu, niż przez całe swoje dotychczasowe życie.
Sięgnął do klamki i nacisnął ją mocno. Wyszedł z pomieszczenia i ruszył do drzwi wejściowych. Mijane portrety jego przodków, patrzyły na niego z jawną pogardą, lecz on nie zwracał na nie uwagi. W prost przeciwnie - przyśpieszył krok i spuścił głowę.
Po chwili, dotarł do ciężkich mahoniowych drzwi i pchnął je. Poczuł silny zapach kwiatów z ogrodu oraz świeżość panującą zawsze o tak wczesnej porze. Powoli szedł do granicy posiadłości, by swobodnie się deportować.
Myślał. Tak jak zawsze o tym, co zrobiło z nim dotychczasowe życie. Czuł się teraz jak inny człowiek. Gdyby nie jego typowa uroda, żaden z jego starych znajomych nie rozpoznałby go. Stał się cichy i zamknięty w sobie. Jego wielkie poczucie własnej wartości, zastąpiła skrucha i strach. Zaczynał nowe życie. Nie jako Draco Malfoy, jedyny dziedzic słynnego rodu, spadkobierca wielkiej fortuny, szpieg, który pomógł w pokonaniu najniebezpieczniejszego czarodzieja w ludzkości, czy owianego sławą pisarza. Nie. Chciał stać się Draco - zwykłym śmiertelnikiem, który żyje spokojnie gdzieś w zapomnianym miejscu. Który sam decyduje o swoim życiu. Któremu nikt nie dyktuje co, gdzie i kiedy. Chciał być normalny, dlatego robił to wszystko. Przystanął przy bramie, oddzielającą teren należący do jego rodziny i wyszedł poza krąg. Ostatnim spojrzeniem owiał dwadzieścia jeden lat swojego życia, by móc bez żalu je opuścić.
Przeniósł się do Colera w Katalonii. To tu miał zacząć żyć od nowa.
Szedł powoli, polną drogą. Kamienie pod jego butami skrzypiały cichutko, a wiatr delikatnie muskał jego twarz. Gwiazdy na sklepieniu powoli bladły, a księżyc schodził z nieboskłonu. Mężczyzna przyśpieszył. Nie potrafił odgonić od siebie wspomnień. Wracał do tych wszystkich makabrycznych scen, których świadkiem musiał być. Jego ojciec - tak bardzo zapatrzony w potężnego szaleńca, matka - krocząca zawsze u jego boku. Czy to wszystko miało sens? Czy takie postępowanie było prawidłowe? Czy władza i potęga to jedyne wartości w życiu? Nie, teraz to wiedział.
Po kolejnych przebytych metrach, dotarł do celu. Przed jego oczyma rozciągał się malowniczy widok. Z lewej, jego nowy dom - małe dwupiętrowe lokum z czarnymi ścianami, przepasanymi siwymi akcentami. Natomiast z prawe,j mieściło się wybrzeże. Początkowo kamienista plaża przechodziła w piaskową, zachęcając plażowiczów do odwiedzin.
Chłopak bez zastanowienia wszedł na drewnianą werandę domu, wyciągnął kluczę z płaszcza i otworzył drzwi. Od progu przywitał go uwielbiany przez niego zapach wanilii. Odetchnął zadowolony, wszystko było idealnie przygotowane. Po prawej stronie stały szklane, kręte schody prowadzące na drugie piętro. Po lewej zaś, była garderoba na płaszcze i kurtki. Młodzieniec skierował się na wprost. Mieściła się tam kuchnia połączona z jadalnią, oraz salon. Kuchnia była utrzymana w kolorze wiosennej trawy. Można było w niej znaleźć wszystkie mugolskie wynalazki - od miksera aż po zmywarkę. Na wprost lodówki mieściło się ogromne okno, które wychodziło na wybrzeże. Nieco dalej stał drewniany stół z czterema krzesłami - na wypadek gdyby ktoś go odwiedził. Salon za to, był zachowany w czerwieni, tak by dodawało to charakteru mieszkaniu. Stała tam skórzana czarna kanapa oraz dwa fotele do kompletu. Dodatkowo, na ścianie wisiały dwie półki z jego ulubionymi książkami oraz radiem.
Blondyn podszedł do fabrycznie wyczyszczonego blatu i rzucił na niego, wcześniej zmniejszoną, torbę. Zdjął jeszcze płaszcz, który zostawił w salonie, po czym wyszedł z domu. Ciepłe powietrze napływało już z oddali, ogrzewając młodzieńca. Skierował się w stronę wybrzeża. Schodził ostrożnie po śliskich kamieniach, prosto na piaszczystą plażę. Po pokonaniu przeszkody, ściągnął swoje eleganckie buty i usiadł na piasku.
Słońce wstawało. Draco mógł rozkoszować się widokiem czerwieniejącego nieba. Wezbrawszy się na odwagę, wyjął czarny, drewniany przedmiot, z tylnej kieszeni jego spodni. Przez jakiś czas obracał swoją różdżkę między palcami.
— Jesteś sprawczynią tego wszystkiego — wyszeptał, zachrypniętym głosem. — Dlatego, już czas aby się z Tobą pożegnać. — Chłopak chwycił mocno drewno, przełamał je na pół i wrzucił je do wody.
Po chwili na piasku pojawiły się ślady jego łez.
Po chwili na piasku pojawiły się ślady jego łez.
Wow. Trafiłam na Twojego bloga przez przypadek, ale z pewnością zostaje na dłużej. Bardzo podoba mi się twój styl pisania :) Lecę czytać dalej ♥
OdpowiedzUsuńSuper się zapowiada, Draco chcę żyć jak mugol ? Zniszczył swoją różdżke ? Przeszedł przemianę ? Zachowuje się jak nie on ? Ten blog nie może zapowiadać się lepiej !
OdpowiedzUsuńZmywam czytać <3
/Harpia/
Hej,
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada to opowiadanie, Draco się zmienił, chce zacząć żyć po mugolsku zniszczył swoją różdżkę
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia